Nudy, panie...

30 września 2008

Zaniepokojona dziwną ciszą zza drzwi, Kierowniczka Agul postanowiła wpaść znienacka na kontrolę.

Otworzywszy z hukiem drzwi w inteligentny sposób zakomunikowała swe obawy, że w pokoju metodyków panuje mega bajzel.



Roześmiałam jej się w twarz. Chyba bajzlu nie widziała.



Te kubki z kawą, colą, te bułki, twarożki, banany, jabłka i soki pomidorowe to niby bajzel?



Na krzesłach książki, na podłodze książki, na biurkach papierzyska... Atmosfera pracy i już!



Ktoś się odbija w okienku :P Ktoś, kto wypalcował potem szybę...

Już za parę dni, za dni parę...

30 września 2008

Nadal nic nowego, ale już za dokładnie 9 dni zaczynamy normalną pracę. I bardzo mnie to cieszy! Nareszcie wszystkich Was zobaczę w kupie, tzn. przepraszam, w naszej pięknej szkole językowej.

Ze źródeł blogowych wiem, że niektórzy mają katar - niech się nie dadzą złamać! Niech na to wszystko.... kichają!

A tymczasem wracam do klepania w klawiaturę.

Byle do soboty...

Doniesienia najdzisiejsze

25 września 2008

Wraz z nieśmiałym pojawieniem się słonecznego promienia odwiedziła nas Martka, która w ostatnim okresie występuje jako przyczajony tygrys w starciu z naszym fajowym uniwersytetem w Sosnowcu zwanym Sosnowsią lub z angielska Pinevillem. Martka w wydaniu tygrysim jest wielce interesująca i momentami mrożąca krew w żyłach.

Agul za to była przez parę dni ukrytym smokiem i mieszkała nawet przez jakiś czas w łazience. Własnej. Blisko muszli koncertowej. I urządzała koncerty dla sąsiadów. Hardcorowe.

Martka uniknęła rozpaćkania się na przedniej szybie swojego pojazdu, chociaż pan z ciężarówki jadącej innym pasem do tego zmierzał. Ale hamulce zadziałały, a Martce podskoczyło cisnienie i zaczęła troszkę więcej przez to mówić. Ale tylko troszkę :)

A wracając do domu zaczepił mnie mieszkaniec mojego osiedla odbywający spacer z psem Misią i zaprezentował oprócz pięknych centymetrowych pazurów (swoich, nie psich) dwa zgrabne kozaczki. I nie było to obuwie porzucone przez zamroczoną tyszankę w pobliskich krzakach, ale wielce urodziwe grzyby. Pan zapowiedział, że bierze w sobotę rower i udaje się do lasu obok zameczku w Promnicach na podgrzybki. Przywiezie całe wiadro. Miłe. Żeby bylo jasne, pierwszy raz w życiu tego pana spotkałam, zaczepił mnie chyba uradowany sukcesem odniesionym w osiedlowym grzybobraniu.

Od północy idzie dobre czyli lepsza pogoda. No i nadchodzi weekend.

Byle do soboty.

Zapiski dzisiejsze

24 września 2008

Nadal nic nowego się nie dzieje - wszyscy wokół mnie z lekka zamuleni ze zmęczenia.

Ponoć od północy idzie dobre - tzn. niebieskie niebo, słońce i babie lato. I kasztany. Chociaż te mi nie dziwne, bo mamy tu na miejscu swojego i wystarczy nam on za wszystkie kasztany świata. Z tym, że ten nasz jest przez duże K.

To ja idę zdechnąć w kątku. Byle do weekendu :)

Zapiski z dnia dzisiejszego

23 września 2008

Nic nowego, panie, się nie dzieje. Ryjemy nosami po blatach biurek, a niektórzy dogorywają w zaciszu domowym.

Chłopacy z naszej bandy postanowili zostać biznesmenami i się zmagają z biurokracją.

Acha, w TV donieśli, że dziś nadejszła jesień. Na wypadek, gdyby ktoś jeszcze nie zauważył.

To ja dziękuje za uwagę i idę sobie zdechnąć w kątku. Do jutra.

Jesień...

22 września 2008

Przedwczesna mglista, zimna i deszczowa jesień nie nastawia mnie zbyt energetycznie do świata i zadań, jakie niesie ze sobą życie. A życie niesie ze sobą sporo i intensywnie, szczególnie w pracy. Nie będę zanudzać czytelników opisem moich wrześniowych obowiązków, grunt, że pierwszy posiłek (bułka + twarożek prosto z kubeczka wyjadany łyżeczką od herbaty) zjadłam o godzinie 18.00 - na godzinę przed końcem szychty. W efekcie ryję biurko nosem.

Nawał pracy wykończył (chwilowo) Agula, która dogorywa w domu, Gretek straciła koncentrację i rozlała kawę pod biurko, drugiej Adze pękła żyłka w nosie, a Karolina leci na aspirynie i niszczy sufity i pojemniki na ręczniki papierowe. Ginewra chyba jeszcze żyje, ale nie jestem pewna, bo dziś się słowem do mnie nie odezwała.

Niektórzy, których z imienia ni nicka nie wymienię, mają jeszcze wakacje... Hm...


Dziękuję!

18 września 2008

Dziękuję wszystkim za:

1. życzenia (prozą i wierszem)
2. miłe sercu prezenty (3 flaszki wina i ozdobne świeczki)
3. e-kartki (z kulkami, z królikiem oraz z zoo)
4. uściski dłoni, korpusu, oraz całuski i buziaki

Nowy tydzień

15 września 2008

Nic właściwie się nie dzieje. Oprócz tego, że się jesień panoszy. Jesień w wydaniu zimnym i pochmurnym. Zniknięcie słońca i obniżenie temperatury podoba się co najmniej dwóm osobom. Ja do nich nie należę.

Wiecie jaka jest kara za ściąganie filmów z Internetu? Zassanie musicalu bez głosu. Tak wiem, wiem, kodeki mogłam ściągnąć i tak dalej, ale okazało się, że musical jest niemy kiedy go wgrałam na płytę, wrzuciłam do odtwarzacza, po wcześniejszym usunięciu z komputera.

A przed nami cały fajny tydzień, zimny i deszczowy. Damy radę, co?

Wiecie może...?

13 września 2008

Jak to możliwe, żeby dwie dorosłe osoby, dużo przebywające poza domem tak zapuściły mieszkanie i to zaledwie w ciągu tygodnia?

Właśnie skończyłam zabawy szmaciano-mopowe... Do następnej soboty...

Nudy, Panie, dłużyzny i list do Agula

11 września 2008

Nic nowego się nie wydarzyło. Poczucie wstrętu towarzyszy mi nadal, ale panuję nad tym (czasem całkiem słabo) i wtedy "aż chce mi się wyjść z ... biura. I wychodzę." Na momencik. Zrobić siku, umyć ręce... I troszkę przechodzi. Ręce myłam dziś pięć razy, a siku robiłam z siedem. Jak wracam z toaletowej wycieczki to jestem już świeża i wesoła.

Szkoda mi trochę tej nowej dziewczyny w biurze, nie chcemy, żeby coś zauważyła, chciałybyśmy, żeby jej się z nami fajnie pracowało. Staramy się. Naprawdę.

Oprócz tego chodzimy na rzęsach ze zmęczenia, ale bijemy rekordy życiowe. 500% normy niemalże!

Agu, nie daj się. Nie pokazuj, że Cię to dotyka. To Ty jesteś zwycięzcą. Niedoścignionym. Pamiętaj. My do Ciebie "pałamy sympatią", nie osaczasz nas, nigdy w Ciebie niczym nie rzucimy, ani Ci nie..... wiesz sama co. Bo my Cię kochamy! Wszyscy!

Prezent

10 września 2008

Dla Ginewry ten oto przykład "broni miotającej. Najprostsza ręczna proca katapulta zbudowana jest z patyka w kształcie litery Y oraz z kawałka gumy przymocowanego do górnych jego końców" (do tego Ginewra ma zapewne dostęp). "Aby strzelić, najpierw należy naciągnąć gumę z pociskiem (najczęściej kamieniem), a następnie ją puścić."




Droga Ginewro, to strzela...

Pytanie do ogółu - po co Ginewrze proca?

Much much better

10 września 2008

Technika na tylko i jedynie profesjonalną "Panią Zimę" (ja), "Nic-nie-widzi-nic-nie-słyszy" (Agul) oraz "Proszę-ze-mną-tego-nie-próbować" (Gretek) chyba zaczyna działać. Na nas, a nie na obiekt, w który jest wycelowana, ale dzięki temu Agul się nawet dwa razy uśmiechnął dziś. Cóż, musimy wprowadzić zmiany i zrezygnować z wątku przyjacielskiego, co będzie da nas trudne, bo kto ma/miał z nami do czynienia wie, że na fajnej atmosferze zależy nam najbardziej.

Dziękuję wszystkim za wsparcie - Kasztanowi za jego chęć wykorzystania czoła, Marcinuzowi za podejście "psychologiczne", Ginewrze za wydanie diagnozy psychiatrycznej, Rubej za kręcenie z niedowierzaniem głową oraz nawet mojemu szefowi, który okazał się w tej sytuacji w porządku gościem. I Agulowi, która jest najbardziej poszkodowana i Gretkowi za nie mieszanie się.

Z doniesień dzisiejszych - zapisy w pełni, nie mamy czasu na jedzenie, ani też, i tu przepraszam co wrażliwszych - na sikanie.

Z doniesień re-we-la-cyj-nych nowojorska Beatka dostała pracę w.... Tychach!

Z doniesień takich sobie - o 20.00 jest już ciemno, nie wiadomo kiedy minęło lato, ja się zagapiłam i dopiero dziś zerwałam kartkę z kalendarza z nagłówkiem "Sierpień".

Z doniesień dołujących - w weekend mają być przygruntowne przymrozki.

Z doniesień niepokojących - ja mam ataki śmiechu, Agula boli gardło, Ginewra straciła głos i dżezowo chrypi oraz wyraża się nielogicznie, ujmując to delikatnie.

Byle do października!

Szumi mi w głowie

9 września 2008

Zabierałam się do tej notki jak pies do jeża. Bo, że muszę coś napisać, wiedziałam na pewno, nie wiedziałam tylko jak.

I dalej nie wiem. Za dużo emocji.

Wiem jedynie, że przebywanie w jednym pomieszczeniu z kimś, do kogo stracilo się resztki szacunku jest bardzo, bardzo trudne. Starałam się bardzo, ale na koniec dnia wyszło z moich ust to, co siedziało tak głęboko w głowie: "Nie chcę z Tobą rozmawiać."

I bardzo źle czuję się z tego powodu, bo uczucie braku szacunku i niechęci, której nie można opanować sprawia, że nie cierpię też siebie...

Cóż, pozostaje nam czekać do poniedziałku, który jak przypuszczamy, zmian nie przyniesie, ale mamy nadzieję, że jednak uda nam się oddychać czystym powietrzem.

Piaskownica... w moim wieku... żenujące....I łzy przez kogoś, po kim to spływa...

Nie wiem

9 września 2008

Zadziwiające i nieprawdopodobne wręcz jest to, co dorosła osoba potrafi zrobić i jak się zachować byle odwrócić uwagę od swojego lenistwa i ogólnej niechęci do pracy.

Nie chcę wdawać się w szczegóły, ale powiem Wam tylko, że mieliśmy do czynienia z fruwającą gilotynką do papieru, głośno przemieszczającymi się krzesłami, wyznaniami, że się kogoś nie lubi oraz groźbą uszkodzenia ciała.

To nie jest wpis dowcipny. Pół nocy nie spałam analizując wydarzenia wczorajszego dnia. Zobaczymy jak sprawa potoczy się dziś.

Kronika weekendu

8 września 2008

Sobotnie wczesne popołudnie, popołudnie, wieczór i pół nocy spędziłam na wsi. Tzn. na przedmieściach, które kiedyś były wsią.

Od momentu przekroczenia bramy prowadzącej do ogrodu objawiało się moje wiejskie nieobycie. Najpierw wpadłam po kostki w śliwki, które sobie spokojnie opadały z drzewa na trawę i nikt się nimi nie martwił. Dla mnie, dziewczyny z blokowiska, zadziwiające było to, że nikt tych śliwek w słoiki nie pakuje, nie robi zapasów, nie próbuje być oszczędnym. Otóż nie, nikt tego nie robi, bo te śliwki będą tam i za rok i za 10 lat...

Potem dowiedziałam się o wszędobylskich długonogich pająkach. Brr...

A potem odwiedził nas w ogródku konik polny i czuł się tam jak u siebie... Brr...

A potem przyszedł kot sąsiada, położył się obok w trawie i podsłuchiwał nasze rozmowy. Tak jak sąsiadka, z tym że sąsiadka kamuflowała się za firanką...

Potem przekonałam się, że pies, nawet najmilszy, jeśli spędza życie w budzie, to nie potrafi dawać na zwołanie łapy i robić "siad".

Cenna lekcja to była dla mieszczucha takiego jak ja. Tylko głowa rano trochę bolała...

Litości!

4 września 2008

Sobie spokojnie zaspana wychodzę z psem... Otwieram drzwi... A na wycieraczce coś się niebieści...



Po bliższych oględzinach nie miałam złudzeń - Big Brother is watching me...



Odnalazłam nawet swoją gębę...



O rany... Nawet w domu nie ma spokoju... Komuś streścić ofertę?

No jasna kurde cholera, co za łapserdaki niedobre *)

2 września 2008

A słyszało Państwo miłe, że być może już 1 stycznia plastikowe dowody osobiste stracą ważność? Bo będzie obowiązek mieć dowody kurde z jakąś super hiper technologią w nich zatopioną. I to nawet fajne jest.

Ale maksymalnie niefajne jest, że znów będę płacić za wymianę dowodu, który będę wymieniać za chwil parę, bo mam stary ujęty w zgrabną książeczkę, a jako nieurodzona w Tychach, tu nie biorąca ślubu ani nie rodząca (ani też nie zmarła, ale to chyba nie ma związku) wcale z taką łatwością go wymienić nie mogłam. A urzędy pracują w godzinach z kosmosu zupełnie i niekoniecznie miałam czas to wszystko załatwić do końca marca. A teraz, kiedy szczęśliwie niezbędne papierki już mam w ręce (prawie - tylko je wydobyć z USC) i zdjęcia zrobiłam (prawie - tylko wejść i buźkę wystawić do obiektywu) i wniosek wypełniłam (nie prawie, naprawdę!) to oni mi tu takie rzeczy wygadują w radiu! A ja nie wiem czy wiecie, milionerką nie jestem i czasu na wizyty w urzędach nie mam! Jasna dupa, ale mnie to, że się ładnie wyrażę - poirytowało.... Wrrr.....

*) delikatna forma przekleństwa, kto mnie zna pewnie domyśli się formy właściwej

Zażalenie

1 września 2008

Kiedy wchodzę do sklepu z butami, w którym ceny zaczynają się od dwóch stów to:

1. chcę być fachowo obsłużona, a nie napadnięta przed dwie sprzedawczynie i ich menadżerkę

2. na moją uwagę, że pasek jest za luźny nie chcę rady od menadżerki, żebym z tym do szewca poszła

3. jak mówię, że mam obawy, że mnie buty obetrą nie chcę, żeby menadżerka wciskała mi kolejno: spray do butów, naklejki na pięty oraz wkładki żelowe.

Za dwie stówy chcę kupić ładne i wygodne buty. I już.

Pewnie za dużo wymagam, a dwie stówy to nie suma, za którą mogę wymagać jakości. Na szczęście mam wybór i w najbliższym czasie do tego sklepu (z długą tradycją i znaną nazwą) po prostu nie pójdę.

To mówiłam ja: Ola. Tak mi dopomóż Bóg.