21 maja 2011

Uwielbiam burze.

21 maja 2011

A do końca świata zostało 9 godzin.
21 maja 2011

Widzieliście kiedyś Kłapouchego w jego Ponurym Zakątku? To znaczy, widzieliście kiedyś go na ilustracji, nie na żywo? 

Jeśli tak, to łatwo wyobrazicie sobie mojego psa, kiedy o coś prosi. Nie, nie piszczy. Nie, nie macha łapką. Staje w kącie, zwiesza łeb i tak stoi. czasem w najbardziej odległym kącie mieszkania od tego, w którym ja się znajduję. 

I właśnie stoi tak od 15 minut na balkonie. I o co jej chodzi nie wiem - miski ma pełne i własnie wróciłyśmy ze spaceru.

Pewnie Weltschmerz. 
16 maja 2011

Dostałam wczoraj długiego maila z samego Nowego Jorku. Tyle dobrych wiadomości! Tyle zdjęć, a na nich sami uśmiechnięci ludzie.

Jak to mówią na Facebooku: Lubię to!
16 maja 2011

Stres z zeszłego piątku trzyma mnie do dzisiaj. Niestety, mam czasem do czynienia z ludźmi, którz próbują bardzo mocno i dobitnie pokazać jak to mają gdzieś zapisy z umowy, którą wszyscy podpisali jesienią.

No, ale po pierwsze, umowa podpisana została i z pewnych obowiązków trzeba się wywiązać. Po drugie, umowa nie została podpisana ze mną, więc to nie mi będzie kolega pokazywał, jak bardzo ma umowę gdzieś. Na szczególne traktowanie z mojej strony nie może liczyć, niestety. Albo i stety.
16 maja 2011

Odliczam dni do końca zajęć. Zostało mi 30.

Poza tym napawam się wiosną i zapachem bzu w drodze do pracy.
9 maja 2011

Nowy tydzień rozpoczął się słonecznie i jest szansa, że będzie taki cały. Ciepły i wiosenny.

Do ostatecznego zakończenia pracy z kursantami w tym roku zostało niewiele ponad miesiąc, co napawa optymizmem. Bo oznacza to zbliżające się lato, wyjazd nad morze, powrót na trochę do pracy, a potem znów wakacyjny urlop.

Ale przedtem trzeba ten miesiąc przeżyć, a nie będzie on na pewno leniwy i spokojny. Szykuje się sporo pracy.
8 maja 2011

Dziwny poranek. Żadna z trzech umówionych ze mną osób, nie mogła się ze mną spotkać.

Osoby te się nie znają i umówione były w trzech rożnych sprawach o trzech róznych porach.

Ech...

Idę w las!
3 maja 2011

Nigdy, powtarzam NIGDY w życiu, pomimo szczerych chęci, nie udało mi się obejrzeć filmu pt. "Brunet wieczorowa porą" od początku do końca.

Nie, żebym uważała film za niedobry, nieciekawy i niefajny. Nic z tych rzeczy. Uwielbiam Krzysztofa Kowalewskiego i PRL- owskie komedie, ale nad tym filmem, a raczej moim go oglądaniem jakieś chyba ciąży fatum. Zawsze przerywam lub coś mi przerywa prawie w tym samym momencie.

Za pół godziny Kino Polska pokazuje "Bruneta" ponownie. Może dziś mi się uda?
3 maja 2011

Bardzo deszczowe i zimne święto. Siedzę w domu i celebruję ostatni dzień wolności.

Od jutra wracam do pracy po trzynastodniowym weekendzie.

Setny raz powiadam wam - nie nadaję się na kurę domową przesiadująca wiecznie w domu. Po odespaniu, odpoczęciu, posprzątaniu wszystkiego zaczynam się po prostu nudzić. Potrzebuję codziennego wychodzenia z domu po coś więcej niż tylko w celu wysikania psa i dokupienia mleka (jajek/kurczaka/pasty do zębów - niepotrzebne skreslić).

Maj zapowiada się umiarkowanie pracowicie. To znaczy bez pędu urywającego głowę, ale czasu na lenistwo również nie będzie. 

A za miesiąc i dwa tygodnie pożegnam ostatnich kursantów.

A za dwa miesiące będę nad morzem.