Home sweet home

21 lipca 2007

Po tygodnu spędzonym w cudnych, słonecznych i upalnych górach, wróciliśmy do domu. Podczas tych krótkich wakacji dowiedzieliśmy się, że:

1. nie należy za bardzo cieszyć się z tego, że w pensjonacie, w którym się zatrzymaliśmy naszymi sąsiadkami będą trzy urocze panie w wieku (mniej więcej) od 30 do 70 lat. Panie te nie przyjechały same, ale z resztą ferajny (też same kobity), które zamieszkały nad nami. Ojoj, nie wiecie nawet, jak takie panie potrafią się chichrać do białego rana i krzyczeć do siebie o świcie wymieniając poglądy czy warto wziąć ze sobą na wycieczkę pomidora, którego można by po drodze "przegryźć".

2. nie należy załatwiając sobie przed wyjazdem pokój mówić: "Nie ma łazienki w pokoju? To nic nie szkodzi, nie jedziemy się tam kąpać i pluskać w wannie całymi dniami!", bo może okazać się, że jedna toaleta i jeden prysznic na na 10 osób to stanowczo za mało.

3. nie należy cieszyć się, że pies tak spokojnie sobie leży, podczas gdy żłopiecie piwko ze swoją drugą połówką w czasie miejscowego festynu, bo może okazać się, że pieseczek wsuwa mrówki i piach i żwir i co tam jeszcze, a nad ranem zacznie to wszystko usuwać z żolądka drogą gębową. W pokoju. Britta pochłonęła około pół kilograma żwiru i przez następne dwa dni była smętna i nie do życia i usuwała żwir. Drogą gębową.

W ogóle były to wakacje fantastyczne! Zwłaszcza, że pierwsze od trzech lat.

Ale w domu najlepiej...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A bardzo proszę, wyrzuć to z siebie.