Już się nie martwię


31 października 2009

Coś mi się po wczorajszym popracowym spotkaniu wydaje, że Kasztanu nas chyba trochę lubi. Choć do końca nie wiadomo, bo Martka lała łzy.

Jak Martka cichutko łkała (i polegiwała czołem na stole od czasu do czasu) to zjadła cały talerzyk talarków ziemniaczanych, chociaż zarzekała się wcześniej, że nie jest głodna i nie ma na nie wcale ochoty. Tak więc jeśli idziecie z Martką na piwo, to pilnujcie, żeby nie płakała, bo jak płacze to nieświadomie zjada, co jej się nawinie pod rękę.

Szczerze powiem, że też trochę o płakaniu myślałam.

Agul to nie wiem co myślała, bo Agul jadła, a jak wiadomo "Agul jedzący jest nic nie widzący".

Podsumowując – nie tego się spodziewałyśmy, przygotowane wcześniej taktyki działania i przemowy poszły się przejść.

Poza tym wieczór upłynął nam na dyskusjach o horrorach wszelkich klas oraz na słuchaniu dżezu (wymawiaj: d-żezu). Wykonanie było raczej na pewno bardzo słabe, ale muzycy – gitarzysta oraz klawiszowiec przygrywający na tzw. parapecie bawili się wybornie. O 23.00 z uśmiechami na twarzach spakowali sprzęt i udali się w sobie znanym kierunku. Wszyscy klienci odetchnęli z ulgą i spokojnie powrócili do picia i jedzenia.

Kasztanu, wzruszyłyśmy się wczoraj. Serio serio.

Nie piszę

28 października 2009

Nie piszę, bo nie mam czasu - zasuwam bardzo w pracy i w domu.

Nie piszę też, bo trochę się martwię. Jak się już wymartwię, to coś napiszę. Być może, że nawet będzie to jutro.

Się zobaczy.

Oj...

19 października 2009

Strzeżcie się!

Girls only

19 października 2009

Tośmy porządziły w sobotę, nie powiem.

Kubek może się już spokojnie szykować do ślubu. Pożegnałyśmy jej stan panieński z honorami. Honory zakończyłyśmy o 4 nad ranem.

Jak tylko Agul zgra zdjęcia to wstawię pełną relację.

Girl power!

Ogłoszenie


15 października 2009

Pracujemy sobie grzecznie.

Postanowiliśmy z tej okazji reaktywować Walkę z Wiatrakami.

A w tak zwanym międzyczasie spadł śnieg, który jest fajny - taki mokry, pomieszany z błotem, a na chodnikach mamy kałuże wielkości basenów olimpijskich.

A w Kauflandzie można już kupić bombki na choinkę. Kaufland umożliwia zakupy zapobiegliwym i przewidującym.

Poza tym wszystko OK.

Od nowa


13 października 2009

Back to normal, można by powiedzieć.

Zasuwamy w swoich stałych, nieludzkich dla niektórych godzinach (czyli tylko popołudniami i wieczorami) i gębule nam się śmieją, bo fajnie jest mieć Bandę obok siebie nie tylko od święta.

W babskim gronie szykujemy się do wieczoru panieńskiego Kubka, ale o szczegółach napiszę jak już będzie po wszystkim, bo Kubek tu czasem zagląda i by się wydało wszystko przed czasem.

Aha, strasznie zimno na dworze. I pada. I wieje. I zimno do tego. I wiatr. I deszcz.

A jak Kasztanu jest w pracy w koszuli to się do niego łasimy i go chwalimy, że ładny.

Poza tym OK.

Heh...


10 października 2009

Ale kurde zimno...

I tak szaro...

I pada....

Odbijemy sobie dziś u Ędrju, bo inaczej nas depresja dopadnie.


Odpowiednia organizacja


8 października 2009

Jak się okazuje to prawda, że jak się bardzo dobrze zorganizować to w bardzo napięty codzienny grafik można jeszcze upchnąć bardzo wiele obowiązków.

Ciekawe kiedy świat usłyszy wielkie bum, kiedy moja doba pęknie, bo przecież nie jest z gumy. Podobno.

A niektórzy (palcem nie wytknę, ale zaraz po prawej blogi mają i nie jest to Ginewra) kończą długaśne wakacje w sobotę. Nareszcie nie będą się obnosić z nieprzyzwoicie wyspanymi twarzami i nie będą nas nimi wkurzać. Jest sprawiedliwość na tym świecie, ha!

Od poniedziałku pracowy świat powraca do normy. Fajnie, bardzo się cieszymy.

Koniec czyli początek



5 października 2009

Cóż, początek października niezmiennie oznacza dla mnie koniec pracy tylko i wyłącznie biurowo-papierkowej. Początek października oznacza powrót do uczenia czyli początek kursów. Wystarczy doczołgać się do piątku i ... już! Hura!

Poza pracą zrobiło się chłodno, więc przedyskutowałyśmy z Doris kwestie butów i płaszczy na zimę.

Drzewa robią się żółte.

Banda się w sobotę zebrała, ale ja robiłam za miętusa, bo po pierwsze piłam Carlsberga, a po drugie wyszłam z imprezy pierwsza. PIERWSZA. Było ze mną naprawdę źle ze zmęczenia. I ominęła mnie interwencja sąsiadki AniKa, bo ponoć Banda wymyśliła jakiś nowy głośny konkurs.

Do przerwy świątecznej: 78 dni.


Temperatura: 6 °C

Słów kilka


2 października 2009

I się październik zrobił. No i całe szczęście, bo to oznacza, że za tydzień moje życie w pracy wróci do normy. Godziny pracy staną się znów w miarę regularne, a może nawet dam radę odpocząć. Poza tym nareszcie zrobi się tłoczno i, mam nadzieję, wesoło. Oraz znów zacznę robić to, na czym się znam najlepiej i co umiem robić, więc czas przestanie się tak okropnie dłużyć.

Mam nadzieję powrócić aktywnie do śledzenia blogów, na co kompletnie nie mam teraz czasu i co mnie wkurza i napawa smutkiem. Ale nadrobię, nadrobię stracony czas.

Tymczasem, lub bardziej po staropolsku natenczas, czeka mnie bardzo pracowita sobota plus fiesta u AniKa. Dam radę, bo co nie mam dać. Girl Power w końcu, nie?

A rano jest już bardzo zimno i jak wysikuję sukę to marzną mi paluszki.