Proszę mi to wytłumaczyć!


22 lutego 2008

Pewna pani wyszła na spacer z pieskiem. Pani spacerowała powoli, piesek hasał bez smyczy. W tym samym czasie inna pani wyszła sobie z pieskiem. Też spacerowała, a jej piesek swobodnie hasał.
I panie spotkały się na środku chodnika i szczebiotały do siebie wesoło o mężach, dzieciach, zakupach, pogodzie i o duperelach. A pieski się wąchały. Aż jeden piesek wkurzył się na drugiego i okazał mu niechęć - zębami.
Właścicielka wkurzonego pieska złapała go za szmaty. Łup! biedaka smyczą w pupę :"Co to za zachowanie?!?", chlast! go smyczą w grzbiecik: "Czy możesz mi wytłumaczyć swoje zachowanie?!?"

A piesek pewnie pomyślał: "Ta, jasne, za momencik, tylko się mówić nauczę."

Takie rzeczy widzę podczas spaceru z moim psem. Zniewolonym szelkami i smyczą.

...kapo aN


21 lutego 2008

Aura nie jest sprzyjająca. Tzn. jest sprzyjająca, ale nie ludziom, a choróbskom różnej maści. A, że ludziom się w głowach poprzewracało, to robią dziwne rzeczy. Na przykład jedna moja koleżanka (na L4) dzwoni i prosi o poradę, jak powiedzieć szefowi, że będzie musiała zrobić badania w szpitalu, bo ona się boi, że on będzie na nią zły. Wyłuszczyłam, że szef nie będzie zły i że ma spokojnie zadbać o zdrowie. Rozmowa trwała dobre 15 minut.

A w telewizji dla kobiet obejrzałam program na temat - jak się umalować do pracy, kiedy ma się 39 stopni gorączki, a chcemy wyglądać zdrowo. Były porady jak mieć piękną cereę, kiedy zlewają nas zimne poty i zdrowo wyglądające policzki.

A mi się wydawało, że jak człowiek ma 39 stopni gorączki to leży i się leczy, a nie paraduje wypacykowany i rozsiewa choróbsko.

No, ale ja jakaś dziwna jestem chyba. Szkoda gadać.

Ludzięta


18 lutego 2008

W sobotę spędziłam upojne 6 godzin w pracy. Do moich zadań należało m.in. siedzenie cicho, co nie bardzo mi wychodzi. Siedziałam sobie dość cicho z pewną koleżanką, której niekłapanie dziobem przychodzi znacznie łatwiej. I tak sobie szeptem paplałyśmy na tematy neutralne, że zimno, że szkoda drzewek w ogrodzie (to ona), że zmarzłam (to ja), że niedługo znów będzie ciepło - hura (to my obie), aż zeszłyśmy na temat psów. Dowiedziałam się, że jej dalmatyńczyk śpi z jej mamą w łóżku (chyba mają łoże wielkości lotniska, chociaż nie jestem pewna, bo o swoim ojcu nie wspomniała w kontekście łóżka, więc może tato śpi gdzie indziej - nie spytałam gdzie) i że jest przykrywany kołderką, żeby mu nerki nie zmarzły. A ja jej powiedziałam o pewnym psie, którego znam (nie moim), co dostaje na śniadanie świeże bułki z serem i kakao.
Ludzie dostaja absolutnego hopla na punkcie swoich zwierzaków - ja wcale nie jestem lepsza, chociaż śniadań nie robię :).
A w sklepie meblowo-wyposażeniowym znalazłam nawet pościel (poduszeczka+kołderka) dla psa. W różnych kolorach. Oraz poduszeczki w kształcie rozjechanego szczura (na wyposażeniu również ogon), które bardzo się mojemu ukochanemu spodobały i chciał zrazu jedną suce naszej zakupić. Alem go odwiodła.

Suka otrzymała nowe legowisko oraz poduszkę z poszewką (poduszka służyłam nam dzielnie przez długi czas, ale się zużyła).

Niech ma. Ale nerek jej przykrywać nie będę.

Uff...


8 lutego 2008

Ło Jeżu, co to był za tydzień straszny...
Najpierw pomyliły mi się pory roku - na krzakach pąki, ptaszyska świergolą w najlepsze, a w kalendarzu początek lutego. Przez wiosenną pogodę odechciało mi się pracować i nabrałam ochoty na jakieś wagary czy inne coś. I Pan Bóg wysłuchał. I pokarał. I zesłał 100 tysięcy plag egipskich w postaci skarg, zażaleń, krzyków i łez... I kazał się z nimi uporać.

Uporałam się, a jakże. I jestem chyba nawet parę deko lżejsza, bo oprócz diety stres zrobił swoje.

A teraz pochłaniam napój z winogron. Czerwonych. Kalifornijskich. (moc 11%).

Wygadałam się, to mogę odpocząć. Do następnego razu, gdy Pan Bóg zauważy lenia i zechce go ustawić do pionu.