Hrabia J. czyli


27 listopada 2009

Hrabia J. czyli Kasztanu zauważył, że nie piszę i nazwał mnie nawet matką (patrz komentarz do poprzedniego posta). Tak mnie to poruszyło, że postanowiłam pisać codziennie.

Z rzeczy codziennych to muszę donieść, że nie pamiętam jak się nazywam taka jestem zmęczona. Bo wciąż pracuję. Piorę. Sprzątam. Gotuję. Prasuję. Nauczam. I szkolę natywnych. I planuję remont kuchni. Wybieram zmywarkę, płytę oraz gary.

Poza tym wczoraj jechałam pociągiem podmiejskim. Podróż wielce przyjemna, pociąg czysty, pachnący i nowoczesny. Szkoda tylko, że spóźniony o 15 minut. Sama podróż trwa 11 minut. Szkoda gadać.

Zapostulowałam dzisiaj u szefa, że chcę pracować w oddziale naszej placówki wysuniętym najbardziej na południe, bo tam jest cisza, spokój i mają ciasteczka. Nie to co u nas w centrali. Ani ciszy, ani spokoju, że o ciasteczkach nie wspomnę. Szef udawał, że postulatu nie słyszy. Głuchy, czy co?

Ale nic mnie nie złamie. Jutro napiję się wódki.

Do Przerwy Krismasowej 26 dni.


No i coś

22 listopada 2009

No i coś mnie dopadło. Zaczaiło się na mnie i hyc! złapało za gardło. Zachowuje się jak przeziębienie, ale podejrzewam, że to jedynie kamuflaż. Że zaatakowało mnie zmęczenie. I że nie odpuści aż do świąt.

Na całe szczęście został już tylko miesiąc, a potem czekają na mnie zasłużone dwa tygodnie wolności, w czasie to których dwóch tygodni będę z pewnością trochę pracować, ale tylko trochę, tak, żeby się nie przemęczyć.

Nadchodzący tydzień zapowiada się nader pracowicie, mam nadzieję, że nie padnę na pysk w najmniej oczekiwanym momencie. Jakbym jednak padła, to proszę Bandę o pobudkę.

Do świąt zostało - 31 dni.

Się dzieje


19 listopada 2009

Otóż chciałam donieść, że w sobotę byłam na imprezie. Nieprawdopodobne - niby porządny dom, niby kulturalni ludzie, a wróciłam mocno posiniaczona. I napojona wódką. I upojona.

Cheesy listening chyba się udał, bo w programie imprezy było tańczenie Macareny na siedząco oraz pokazy wyzgierności czyli kto potrafi wsadzić duży palec u nogi do gęby. Swojej.

Oprócz tego spędzam dnie na wcielanie się w terapeutę czyli wsłuchiwanie się w problemy zawodowe podwładnych i pocieszanie, że świat nie jest taki zły i że dadzą radę. Strasznie to ryje beret, niestety i wieczorami jestem zdechła.

Poskromiłam też nieposkromione dotąd sześciolatki.

Padam na pysk.

Aha, na wyraźna prośbę niektórych czytelników ropoczynam odliczanie do przerwy świątecznej.

Otóż pozostało jeszcze: 33 dni.

Cheesy listening night


14 listopada 2009

Szukając kiczowatych i obciachowych kawałków na dzisiejszy wieczór natknęłam na takie oto utwory: "Noce zkompane roso", "Białe jerozy" oraz cały folder piosenek Horwackich.

Let the party begin!

Pracowita Zosia Samosia


13 listopada 2009

Piątek dziś jest. Trzynastego.

Ale jak nie o tym.

Ja o tym, że od ponad miesiąca oprócz mojej normalnej pracy dorabiam sobie na boku. Mam okropnie mniej czasu niż w czasach pracy jedynie na etacie, ale kurcze jakaś taka bardziej uśmiechnięta jestem. No bo tak: opowieści "góry", że kryzys, zagłada i ogólna apokalipsa wcale mnie nie przerażają, bo wiem, że gdyby moja "praca na boku" stała się moja pracą główną to wyszłabym na tym finansowo na to samo albo i na lepsze. Nie chcę, żeby tak się stało, bo bez Bandy byłoby mi wielce smutno, ale sama myśl, że nie jestem uzależniona finansowo od głównego zajęcia sprawia, że jest mi na świecie lepiej.

O "pracę na boku" jakoś szczególnie nie zabiegałam, burknęłam tu i ówdzie, że jakby co to ja chętnie. I Ruba, Karolec i Izka podesłały chętnych. Dzięki wielkie. Oprócz dodatkowych pieniędzy mam uśmiechnięty pychol.

To prawda, że im ma się mniej czasu, tym więcej ma się czasu na różne rzeczy. Sprawdziłam na sobie.

Byle do wiosny!

Independence Day


12 listopada 2009

Wczoraj było święto. Strasznie było mgliste, deszczowe i zimne. Przez to mało wesołe. Senne.

Potrzeba mi słońca, te zamglone ciemności są dobre do spania, ale nie do życia. Byle do wiosny. To jedynie pięć miesięcy. To już zaraz.

Siakaś taka ospała jestem.



Tyły


5 listopada 2009

Co tu dużo gadać – nie mam czasu.

Nie mam czasu na blogowanie, które sprawia mi tyle radości. Nie mam czasu ani na czytanie blogów ani na w regularne wstawianie notek u siebie. Bardzo chciałabym to zmienić. Czarno to jednak widzę, przy tej ilości różnych rzeczy do zrobienia w ciągu dnia. Ale nie poddaję się.

Jak zwykle nie wiadomo kiedy zrobiła się totalna jesień – taka z łysymi drzewami i szarymi dniami. Kasztanu jednak mówił, że niedługo będzie lato. Za jakieś pięć miesięcy. Potrafi chłop pocieszyć, nie powiem.

W pracy robię piętnaście rzeczy na raz. I wciąż mam wrażenie, że cos, kurde, miałam zrobić.

Wieczorami dopada mnie głupawka.

Wg Kasztana jedząc jabłko wyglądam jak wiewiórka. Wha'ever.

Byle do wakacji.

Żółta niedziela

1 listopada 2009

Wyjątkowo słoneczny ten 1 listopada, więc nie poddaję się tym cmentarnym smutnym nastrojom, tylko cieszę słońcem. Jeszcze z godzinę pewnie, bo potem zajdzie i nastaną ciemności aż do rana.

Poza tym przyjechały do mnie żółte tulipany z samiuśkiego Amsterdamu!

Moje zmęczenie jest coraz większe.

Do przerwy świątecznej – 51 dni. Czas już chyba rozpocząć odliczanie…