Końcówka czyli finisz

29 maja 2009

No to zbliżamy się wielkimi krokami do zakończenia kolejnego roku. A był on mniej więcej taki:



Przed zajęciami z niektórymi grupami trzeba było zacisnąć pięści, zewrzeć szyki i konsekwentnie robić swoje. Na zdjęciu Kanadyjski Natywny i ja.



Było bardzo przyjaźnie, choć niektórzy wyglądają na tym zdjęciu mało błyskotliwie. Na zdjęciu Kudłata i Kasztanu.



No, dobra głupieliśmy trochę i Doris wznosiła modły, żebyśmy przestali i spoważnieli.



Niektórzy nie wytrzymywali ciśnienia i padali. Na zdjęciu rozwalcowana AgaKa.



Czasem bardzo chciałyśmy i starałyśmy się, ale nie mogłyśmy. Dotknąć brzucha. Na zdjęciu Kasztanu, Martka i ja.



Czasem przebiegaliśmy z rozwianym włosem przez biuro. Na zdjęciu Kubek.



Czasem wątpiliśmy w sens tego świata. Na zdjęciu Agul.



Czasem prowadziliśmy kuluarowe dyskusje. Jedni na stojąco, inni na leżąco. Na zdjęciu Izka, Kasztanu i Ędrju. W lustrze nieco odbicia Rubej w golfiku.

Padnij

28 maja 2009

Padam na pysk.

Po wczorajszym meczu Martka się cieszy, a Kasztanu nie.

Zimno jak cholera, wieje i pada.

Magiczna kula Kasztana na moje pytanie "Czy dotrwam do urlopu" odpowiedziała "Who knows?".

W pracy biegniemy, żeby zdążyć.

Dzień bez Bogumiła.

Wybieramy prezent dla Gretka.





Taki tam przekładaniec chmurzasty.

Prognoza

27 maja 2009


Że też prognozy pogody muszą się spełniać. I to tylko te niefajowe.

Temperatura: 14 °C; do Bożego Ciała 15 dni.

Upał

26 maja 2009

Tak jak w tytule - było dziś gorąco, z tej okazji urządziłyśmy w pracy dzień spódnicy. Kto nie miał na sobie kiecki, nie był w naszej bandzie. Sooooorry, nie? Moja spódnica ma wielkie kieszenie, które pomieszczą bułkę z serem, jabłko, gumę do skakania i skakankę. Gretek mówi, że i napój by tam wszedł. Był konkurs na to, jak nam się spódnice kręcą. Moja najlepiej. Agula - wcale.

Potem chciałyśmy przed biurem opalać nogi i/lub grać w babinktona. Tak, w babinktona właśnie. Badminton jest dla miętusów.

Z okazji upału oraz nadchodzącego załamania pogody dopadła nas sraczka słowna oraz zidiocenie dokumentne.

To tyle z wesołych informacji.

Demotywator pracowy działa i ma się nieźle. Spisuje wszystko. Nie jest dobrze, na razie cierpliwie czekamy na rozwój wypadków. Odbyłam telefoniczną popracową konferencję z Agulem. Całe 57 minut wiszenia na telefonie.

Niech ktoś zrobi tak, żeby się prognoza pogody jednak nie sprawdziła, OK?

Burza

22 maja 2009







Rano jaskółki latały bardzo nisko i siadały co chwilę na oknach. Gdyby nie szyby, to pewnie władowałyby mi się do mieszkania. Popołudniu była burza, której nie zarejestrowałam w formie zdjęć, bo w czasie, gdy grzmiało i lało Pani Bogusia definiowała mi fryzurę.









A potem zrobiło się tak. Z jednej strony bloku świeciło słońce, a z drugiej lało.













Potem świeciło i lało równocześnie.



I wyprodukowało tęczę.

A teraz znów pada.

Dobranoc Państwu.

Sto lat (z Bandytami)

22 maja 2009



Dla Kasztana, który od dziś jest już trochę bardziej stareńki :)

Prawie koniec tygodnia


21 maja 2009

Co tu dużo pisać. W rzeczywistości biurowej nie jest nam łatwo. Najmniej łatwo jest Agulowi.

W rzeczywistości bandyckiej Monika ma od wczoraj piękny przydomek Ędrju. Nie oponowała.

W rzeczywistości domowej - w niedzielę jedziemy na piknik. Taki z jajkami na twardo, pomidorami i itp. Jak będzie padać to się wkurzę.

Kubek wiozła mnie dziś swoją czerwoną strzałą. Żyję.

I dla odmiany napiszę, że jestem zdechła.


Temperatura: 20°C; do Bożego Ciała: równe trzy tygodnie.

Eeeeeeeeeech.....


19 maja 2009

Padało bardzo właśnie wtedy, kiedy zmierzałyśmy z Agulem do pracy. Każda inną trasą, ale obie trasy były tak samo deszczowe.

Ja przyszłam prawie że suchutka - mój nowy płaszcz za 10 (słownie dziesięć) złotych chroni przed deszczem całkiem nieźle. Włosy mi się wygły, oczywiście, ale nie przejęłam się tym za bardzo.

Agul za to dopłynęła do drzwi biura, rzuciła otwarty parasol w korytarzu, weszła do biura i ściągnęła szczewiki, jak się okazało pełne wody i poszła wykręcać nogawki spodni. Jakiś miły pan w czerwonej furze wjechał w kałużę tak, że ochlapał Agulowi spodnie i te nasiąknąwszy wodą stały się ciężkie i bezczelnie spadały jej z ... pupy. A potem Agul płakała, że ma mrożone kopytka...

W ogóle Agulowi należy się dziś mega przytulenie. Wytrzymała cały dzień w towarzystwie demotywatora.

Poza tym przygniotła nas fala papierów. Testów końcowych. Protokołów. Ankiet. CV. Wniosków o przyznanie. A ja podpisuję i podpisuję. I buch! datownik. I ciach! pieczątka. I podpis.

Szef najszewszy był dziś fajowy. Przyniósł nam ciasto (kurde, zero szacunku dla chudnących) oraz pięknie prosił o czystą płytkę CD, a także obiecał nagrać drugi sezon brytyjskiego "Mam talent".

Marzenia mam takie z deka wakacyjne. Bym sobie siadła na łące jakiejś i robiła nic.

Niech nas ktoś przytuli!

This one's dedicated to the one that's scared...

19 maja 2009

Jak znalazłam to zdjęcie to pomyślałam o Rubej...



Kasztańskie urodziny w obrazach

19 maja 2009


Zdjęć niewiele, ale oddają ducha spotkania.

Ta wisząca butelka zasłaniająca Kasztana to lampa.

Weekend

17 maja 2009

Przestało padać, wyszło słońce, zrobiło się ciepło.

Wszędzie zielono, śpiewają ptaki, robale latające bzyczą (i pewnie bzykają).

Jerunie, jak mnie wszystko wkurza!



Czasami mi się wydaje, że nie dożyję urlopu...

-Mamo, nie chcę iść do szkoły!
-Ale musisz. Jesteś tam metodykiem.

Niech ktoś zlikwiduje poniedziałek!

Komentarz Kasztana

16 maja 2009

Apropos komentarza Kasztana pod poprzednim postem.


Kasztańskie urodziny

16 maja 2009

Wczoraj zostaliśmy zaproszeni na Kasztańskie Urodziny. Trochę nie wszyscy przyszli, bo jedni czekali na powrót przyszłego męża z podróży, a drudzy się uczyli.

Z nowych osób pojawiła się Zosia (w jej własne imieniny), ale się nie ujawniła, za to przy pomocy Kropki jadła. I piła wodę. Zosia ujawni się w okolicy moich urodzin. Kropka wygląda z Zosią w środku bardzo ładnie.

Zasiedliśmy i czekaliśmy na resztę, bo jeszcze pracowali i udawaliśmy, że Kasztanu nie ma urodzin wcale i tak tylko się na piwo i jedzenie umówiliśmy. Rany boskie, jakie oni tam porcje dają! Jak dla drwala. Duże to eufemizm. Ogromne. Tylko chyba kucharza mają zakochanego, bo makaron Rubej był niesłony, a moje warzywa przesolone. No, ale wybaczamy, w końcu jest maj, najlepszy czas na miłość...

A potem dobiła reszta i były prezenty Kasztanowi, mamy nadzieję, miłe - prezent główny - cała skrzynka Pilsnera, prezent poboczny cztery kufle z głupotami oraz dyplom za to, że Kasztanu lubi piwo. Koleżanka Doris zrobiła zdjęcia i mam nadzieję, że je udostępni do publikacji.

Szeroko omówiliśmy problem Bogumiła Kontrolki. Dwiema rękami.

Przybyła na spotkanie Monika o zmienionym od tygodnia nazwisku była nieco smutna i rozżalona, że jeszcze nie ma przezwiska. Pracujemy nad tym, musisz tylko czymś się wsławić i już! I przezwisko gotowe! Tak więc - do dzieła!

Nastąpiło rónież nadanie przezwiska Agulowemu Darkowi i odtąd porzucamy jego jakże piękne imię na rzecz nowej ksywki - Kolega Misio.

No, fajnie było!

A dziś pada deszcz i mam zaplanowane wielkie nicnierobienie...


Temperatura: 16°C ; do Bożego Ciała 26 dni.

Takich pytań sto, bardzo dużo to...


14 maja 2009

Pytanie nr 1: Czy jak ktoś wstanie o 6.45 i do godziny 8 (rano) ma już zrobione pranie i ugotowany obiad, to znaczy, że jest dobrze zorganizowany czy idiota, bo do pracy idzie na 13.00 i zasuwa do 20.30 i powinien być wyspany i wypoczęty, a nie hasać od świtu?

Pytanie nr 2: Czemu w sklepach nie ma ciuchów, które powinny tam być? Za przyzwoitą cenę? Nie ma klasycznych, granatowych, prostych dżinsów, nie ma białych, prostych, szytych w stylu męskim koszul, nie ma klasycznych, czarnych skórzanych czółenek na obcasach. Za przyzwoitą cenę, powtarzam.

Pytanie nr 3: A czemu jak już znajdę w Internecie ciuchy, które mi się podobają, to okazuje się, że jest to Burberry i płaszcz kosztuje tam 700? Funtów. Szterlingów.

Pytanie nr 4: Czy ktoś przewiduje robienie grządek w najbliższym czasie? Polecam mój nos, który ryje ze zmęczenia ziemię.

Pytanie nr 5: Jak dostać się na blog Maneater?

A poza tym wszystko OK.

Ruuuun, Forrest, ruuuuuuuuuuuuuuuuun!


13 maja 2009

Ło jessus, ale dzień. Ale po kolei.

Najpierw byłam u pani Bogusi kibicować Karolcowi i jej próbnej ślubnej fryzurze. Potem nawet cyknęłam jej parę fotek. Moim zdaniem, a także koleżanek Doris i Agul fryzura ekstra, Karolec nieprzekonana.

Potem szybki bieg do domu w celu wymiany ciuchów na prawie że zimowe: 11 stopni okazało się niewystarczająco wysoką temperaturą na lniane spodnie i japonki.

Potem praca, praca i jeszcze raz praca, w której jesteśmy świadkami scen jak z "Misia". Bez przesady.

Zwracanie się do kogoś w 3 osobie liczby pojedynczej jest fajne tylko u Pshemka z "BrzydUli". Tylko i wyłącznie. I niech mi osoba nie mówi, że nie mam racji.

Kurde, ciężko jest. Trzymamy się i staramy się zachowywać dyplomatycznie. Na ile starczy nam siły?

- Niech siada.
- Nie może.
- Dlaczego?
- Bo go dupa boli.


Gwiazda internetu


12 maja 2009

Stardust poprosiła jakiś czas temu o przysłanie zdjęć psów. I wysłałam Britkę. I Britka jest teraz tu. Ojej, ale jestem dumna :) *)

Poza tym dzień bardzo, ale to bardzo pracowity. Dzień z wykorzystaniem maszyn i sprzętów biurowych.

Padam na pysk.

Byle do lata.

*) a tata Rafał jaki dumny...


Temperatura: 11°C; do Bożego Ciała 30 dni
.


Po... po... pooooooniedziałek


11 maja 2009

Weekend się kurde skończył ledwo się zaczął.

Było wino, kobiety i... jedzenie. W skład stu potraw wchodziły: brokuły, feta i czosnek. Jestesmy monotematyczne, ale jakie to było pyszne....

Plułyśmy jadem przez pół wieczoru, a potem to już było zwyczajnie - śluby, wesela i jak schudnąć.

Weekendy są zdecydowanie za krótkie.

Byle do wakacji.

Tygodnia koniec i początek


8 maja 2009

Dziś, nie powiem, było pracowicie, choć nadal jesteśmy zamulone. Kawa nam nie pomaga, bo pijemy jej sporo. I się uodporniłyśmy. Zwiększone dawki nie działają, niestety.

Red Bull ma zapach odpychający. Z tego względu go nie używam.

Znalazłyśmy dziś pobudzacz co się zowie. RABARBAR! Kwaśny, cierpki, budzi momentalnie i powoduje wytrzeszcz oczu, ślinotok oraz gęsią skórkę. Chciałoby się rzec - to działa!

Kasztanu się nie odważył. Chyba był wystarczająco pobudzony i dlatego.

Dziewczęta, ile jutro wina wypijemy? Próbuję przygotować plan reanimacyjny na niedzielę, stąd moje pytanie.

Gretek - mówię ci, będzie padać.

Mam wszystko gdzieś


7 maja 2009

Produkowałam dziś głupie papierki na potrzeby instytucji-reliktu poprzedniej epoki. Wyprodukowałam ze 20 tych bełkotliwych gówienek, z których nic nie wynika. Nasze wewnętrzne odpowiedniki są czytelne i od razu dają pogląd na sprawę, ale nie, kurde, nie wystarczą, więc jak obywatel Piszczyk nałożyłam zarękawki i produkowałam bełkot. Podbiłam również dziesiątki pieczątek. Jak Reksio. Jutro będę robić to samo, a może nawet i więcej.

Poza tym dzień taki trochę biurowo do dupy. Napisałabym więcej, ale nie napiszę.* Mam zamiar jedynie przedsięwziąć pewne kroki. Żeby mi do dupy z zaskoczenia nie było.

A potem dostałam od szefa fajne DVD, więc może nie powinnam się czuć aż tak źle...

Nastrój mam wielce słaby.

*) Ginewra mnie ostrzegła. Kurcze, może, żeby móc swobodniej pisać, co mi leży na wątrobie zahasłować bloga? Proszę o poradę.

Rano

7 maja 2009

Zniknęły chmury, deszcz nie pada, wróciła słoneczna wiosna.

O 7.30 rano w lesie wszystko śpiewa.

Wiem, bo byłam.

Jutro też idę.


...kiedy pobudka zaaaaaagrała!


6 maja 2009

W środku nocy udałam się do lekarza oddalonego o dwa przystanki od mojej skromnej chatynki. W środku nocy czyli o 7.30.

U lekarza było fajnie. Z całego czasu, jaki spędziłam w przychodni jakieś 15% spędziłam z panią doktor.

Najpierw szłam długim korytarzem, potem po schodach, potem na moment usiadłam i znów korytarzem i z powrotem korytarzem, potem usiadłam na 10 minut w gabinecie, potem znów korytarzem, potem z powrotem korytarzem i schodami w dół i znów korytarzem. Taki jogging poranny po korytarzach.

Takie pytanie mi się nasunęło: Czemu niektórym paniom pracującym w biurach/recepcjach/rejestracjach wydaje się, że jak będą ponure, opryskliwe i mało uprzejme to wydadzą się bardziej profesjonalne?

Aha. Pani doktor napisała, że się nadaję i z jej słów wywnioskowałam, że jeszcze pożyję.

Temperatura: 13°C; do Bożego Ciała 36 dni.