Dziś się ubawiłam


29 stycznia 2010

Dziś się ubawiłam setnie. Zaproponowano mi, żebym firmową prezentację dla 40 osób zrobiła na prywatnym laptopie i przechowała go przez weekend w biurze.

Raczej niekoniecznie.

Było dziś w pracy raczej foszasto, bo się jeden pokłócił z drugim i się obraził. Atmosfera była raczej gęsta, ale w takich sytuacjach zwieramy szyki i robota idzie nam raz-dwa. I strasznej dostajemy głupawki.

Z Marcinuzem dokonałam zakupu prezentu dla Martki (za bandowe fundusze składkowe). Mamy nadzieję, że się ucieszy. Ale tak bardzo bardzo.

A poza tym jutro z Gretkiem robimy za trenerów i mam nieco tremę. Trzymajcie kciuki, co? A trenowani niech się angażują, dobra?

A potem to już obchody urodzin Martki.

Po namowach

28 stycznia 2010

Po namowach i nagabywaniach w świecie realnym jak i wirtualnym postanowiłam rozkręcić nieco i rozbudować etykietę "Poka obiad".

Genezą powstania etykiety było wydarzenie, które nas dość mocno zmęczyło, kiedy to jedna z naszych współpracowniczek opowiadała komu mogła o obiedzie, który ugotowała, a opowieść swą uatrakcyjniała zdjęciami potrawy wykonanymi komórką.

W "Poka obiad" będę pokazywać Państwu zdjęcia tego, co kto jadł, a zdjęcia będą wykonane telefonem komórkowym (bo stacjonarnym nie umiem) lub też zwykłym aparatem fotograficznym.

Na początek:

Pąciek Natalii:

razem z jej palcem, a w tle Hrabia Kasztanu (nie był częścią obiadu).

Chrupkie pieczywo ryżowe Agula:


ponieważ jestem dyskretna nie wspomnę nawet słówkiem o Zozolach i wafelkach.

Kurczak z warzywami Magusa:


ma poślubioną dopiero co żonę, więc się racjonalnie odżywia.

Prawidłowo zbalansowana i zbilansowana dieta białkowo-węglowodanowa (pieczywo pełnoziarniste zasługuje na szczególną uwagę) Gretka:


oraz moje na bardzo szybko warzywa na patelnię:

Żeby nie było, że takie jesteśmy z Gretkiem fajowe, to Zozole też jadłyśmy. Ciumkałyśmy. Cyckałyśmy. I co tam jeszcze się z Zozolami da zrobić.

Jakby ktoś miał jakiś fajny obiad do pokazania to może się dołączyć.

Tak myślę sobie

28 stycznia 2010

Tak myślę sobie (no, bywa), że ta zimowa pogoda utrudniająca życie to nie jest tak do końca zła sprawa. Bo przynajmniej jest o czym pogadać, jak się nie ma o czym z kimś gadać. I ponarzekać można i nikt nie powie, że przesadzam.

Mróz nieco ustąpił, ale za to dostaliśmy śnieg i wietrzysko. "Chodźmy na saneczki, chłopcy i dzieweczki" chciałoby się zaśpiewać.


Trochę mi okna zasypało.

Zima trzyma

27 stycznia 2010

Zima trzyma. Agulowi nie leci woda w kuchni, bo po drodze w jakiejś rurze zamarzła. Ale co się dziwić. Takie jest odwieczne prawo natury, co nie?



Poza tym nudy.

Donoszę



24 stycznia 2010

Donoszę, że w ten właśnie (trwający jeszcze) weekend nabawiłam się odleżyn tyłka.

I dobrze mi z tym.

Zima pokazuje

23 stycznia 2010

Zima gwiżdże na efekt cieplarniany i pokazuje na co ją stać. A stać ją na wiele - dziś rano zaprezentowała -19 stopni.

Po "życiowych" rozmowach z Ginewrą spędziłam miły wieczór z Ędrju, Marcinuzem i Kasztanem. Czas upłynął nam na jedzeniu pizzy, piciu piwa oraz wina, a także na opowieściach o naszych "hardkorowych" znajomych z lat wcześniejszej młodości. I poopowiadaliśmy sobie stare abstrakcyjne kawały ze zwierzętami w rolach głównych.

Dzisiejszy dzień zamierzam spędzić na kanapie przed telewizorem. Mało twórcze, mało oryginalne, ale tego mi trzeba. Przede mną ciężki tydzień. Muszę naładować akumulatory.










W pracy panuje

21 stycznia 2010

W pracy panuje ogólna głupawka. Takie jest moje zdanie i go nie zmienię.

Kasztanu zrobił świnkę z Kubusia, Ian mnie uszkodził, Wojtek obiecał na Facebook'owym czacie, że nikomu nie powie, że tam mnie spotkał...

Poza tym wszystko po staremu i nuuuuuuuuuuuuuuudy.


Śnieg nie znika, zima ma się świetnie i dosypuje wciąż nowe porcje, a na dokładkę dodaje jeszcze mróz (teraz na przykład jest -10 stopni).

Marzymy o świeżych warzywach i owocach, o pachnących truskawkach i czereśniach jednocześnie wpieprzając (niestety inne słowo nie odda ilości pochłanianych produktów) czekoladę, ciasto, cukierki szkloki, kanapki z majonezem i popijając to colą.

Dziś był taki dzień, kiedy wszyscy ziewają. Kompletnie nie mogłam się skupić, ale byłam kreatywna i nawet udało mi się napisać wyraz "najnowŻe". W ważnym dokumencie, na szczęście szybko to zauważyłam i poprawiłam.

Ferie się zbliżają. Będą tu już za prawie trzy tygodnie.

Wymyśliliśmy już prezent dla Martki :)

Zima mnie już znudziła


19 stycznia 2010

Zima mnie już znudziła. Już pragnę innych kolorów za oknem niż tylko biały, szary (nie powiem, w wielu odcieniach) oraz czarny. I łaknę światła słonecznego.

W pracy nas oceniają, więc chodzę zestresowana, chociaż Kasztanu nakazuje mieć to gdzieś i się nie denerwować. Podzielam jego zdanie, ale jakoś nie potrafię przestać.

No i od pięciu dni próbuję zdecydować się na kolor ścian w kuchni i jakoś nie mogę. Chociaż wybór zawężyłam do zieleni.

A poza tym Panie i Panowie raczej nudy.

Spędzam weekend


17 stycznia 2010

Spędzam weekend w domu bardzo pracowicie - piorę, sprzątam, gotuję, prasuję i obmyślam jak będzie wyglądać moja kuchnia, kiedy już za miesiąc panowie zamontują mi meble, ktoreśmy w zeszłym tygodniu nabyli.

Zima trwa, na drzewach i szadź, świeci słońce i ogólnie bardzo przyjemne widoki mam za oknem.

Do ferii zostały nam cztery roboczotygodnie (cóż za piękne słowo).

Ech, jak się okazało


15 stycznia 2010

Ech, jak się okazało, to, co wcześniej brałam za dobre maniery i uprzejmość to nic innego jak skrywane tchórzostwo i oślizgłość ogólna. W sytuacji popełnienia błędu łatwiej zwalić na innych, może się nikt nie oburzy?

Na szczęście się oburzył i wygarnął, ale Śliski Węgorz wijąc się wycofał się bez powiedzenia przepraszam.

Ale się dałam zwieść tym manierom, no...

Nie lubię.

Poza tym prowadzone są dyskusje o piłce nożnej i o tym jak głęboko pływają rekiny. Nie biorę w nich udziału, bo się nie znam.

Oraz o seksie z kogutem.

Można było również zaobserwować ludzki taniec godowy. Raczej niefajowy widok.

A jutro Kudłata ma urodziny. Życzenia jej złóżcie!

Życie się toczy


13 stycznia 2010

Życie się toczy.

Pracujemy, żartujemy sobie w przerwach, opowiadamy żarciki. Nic szczególnego.

Zima nas dopadała bardzo zimowo. Wszędzie kupa śniegu i sypie dalej, jakby nie było dość.

Dochodzi nawet do sytuacji, w których dwie dziewczyny piękne i wiotkie (czyli Karolec i ja) muszą wypychać z zaspy kierowczynię (kobietę za kierownicą) w jej cudnym srebrnym Cinquecento. Kółka kręciły się jak szalone a samochód ani drgnął. Tośmy pchały. Ale cienko nam szło, łapy nam się na lodzie rozjeżdżały, a ja to nawet przyklękłam (na oba kolana) przed maską maszyny. Na szczęście napatoczył się silny mężczyzna z siatką wypakowana zakupami i jak on popchnął to... hoho! Samochód ruszył z kopyta.

Takie mam przygody o godzinie 21.00. Pod własnym blokiem.

Poza tym prowadzimy w damskim gronie poważne rozmowy o życiu i przemijaniu, ale o tym nie piszę, bo nie.

Wczoraj padał śnieg


9 stycznia 2009

Wczoraj padał śnieg jak szalony, zaspy były, biało, puchato i w ogóle krajobraz jak z obrazka.

Dziś też pada. Deszcz. I też jak szalony. Krajobraz się nieco skiepścił. Zaskakujące i nagłe zmiany pogody nie są tym co lubię najbardziej. Kaloszki muszę sobie kupić, bo mi wszystkie buty przemakają.

Poza tym życie wróciło do codziennej normy. Rutyna, panie. Back to reality. Nie na długo jednak, bo za pięć tygodni mamy ferie. Co prawda ze dwa lub trzy dni spędzę w pracy, ale potem znów będę miała okazję się pobyczyć. Tfu! Tego... nabrać sił, znaczy, nadrobić zaległości.

Miłej soboty Państwu życzę. Ja mam zamiar zapoznać się z ofertą programową dostępnych mi kanałów telewizyjnych. I mam nadzieję nie zasnąć w trakcie projekcji, gdyż jestem przez tę pogodę senna i czajnik mię nad... przepraszam, migrenę mam.

Dziś okazało się


7 stycznia 2010

Dziś okazało się, że będzie szansa zarobić jako członek komisji pewnego egzaminu międzynarodowego.

Licencję zrobiłam na początku stycznia 2009. Certyfikat dostałam w listopadzie (!) 2009.

Egzaminy mają się odbyć w czerwcu.

2011 roku.

Słuszne tempo. Śpiesz się powoli, nie?

Śnieg sypie


7 stycznia 2010

Śnieg sypie.

A w pracy coraz częściej można usłyszeć rozmowy na temat wakacji, ciepłych mórz i plaż południowych.

Poza tym szara rzeczywistość przygina nas do ziemi.

Czyli nudy, panie i dłużyzny.

Lejemy się kalendarzami zwiniętymi w rulony, rzucamy do celu cukierkami i ogólnie prowadzimy bardzo inteligentne dysputy.

Okazało się


5 stycznia 2010

Okazało się, że nie tylko ja miałam wczoraj w nocy problemy ze spaniem. Moje ulubione dzieci spytały mnie nawet na tę okoliczność czy jestem wampir czy raczej wilkołak. Nie wiem i nie chcę wiedzieć.

Dzień jak codzień. Nic ciekawego. Kasztanu straszył Martkę (a ta dawała się wystraszyć) oraz przeprowadził kilka walk z użyciem mieczy świetlnych.

A Marcinuz dostał dziś klucze do swojego własnego kwadratu.

Pracowy świat


5 stycznia 2010

Pracowy świat w nowym roku jest trochę inny, bo bez Doris.

Nowa niewiele mówi i oczy ma wielkie jak spodki, jak słyszy nasz bełkot. Przyzwyczai się.

Poza tym jak mój szef jeszcze raz coś o kryzysie powie, to mu zrobię krzywdę.

Rzekłam.

Ja mówiłam

5 stycznia 2010

Ja mówiłam, że to o Indianach, a Kasztanu, że to taka Pocahontas. I co? Nie my jedyni...


Avatar

5 stycznia 2010

"Avatar" widzieli? Chcą też być jak ci Niebiescy?

Prosz...


Koniec



4 stycznia 2010

Koniec lenistwa. Do roboty!

Może to i dobrze, bo takie siedzenie (leżenie raczej) przed telewizorem na dłuższą metę mnie strasznie męczy.

Na dworze śliczna zima - śnieg, mróz i słońce. Może być.

Odliczamy do ferii zimowych? Jeśli tak, to zostało 39 dni.

W całkiem nowy


2 stycznia 2010

W całkiem nowy rok weszłam bez siniaków (chociaż byłam pewna, że będę je miała) oraz bez kaca. Czyli super.

Sylwester był fantastyczny. Pomijając ulewny deszcz o północy oraz gęstą mgłę, która trochę przeszkadzała w kontemplowaniu fajerwerków.

Truskawkowe Piccolo jest... pyszne.

Rzekłam.