Postanowienia noworoczne



31 grudnia 2007






Życzę wszystkim wszystkiego dobrego.


Tym co lubią narty, żeby było dużo śniegu. Tym, co jeżdżą samochodami, żeby nie było śniegu. Tym, co jeżdżą na nartach, żeby zima była długa. Tym, co jeżdżą autami, żeby zimy nie było. Każdemu życzę, żeby spełniało się każde marzenie.


A zanim wszystko się spełni, życzę fajowej zabawy. I żeby jutro głowa za bardzo nie bolała.


Do zobaczenia w przyszłym roku!

Przemyślenia świąteczne


25 grudnia 2007


Z przemyśleń bożonarodzeniowych AD 2007.


Kobieta jest w stanie narobić się bardzo, żeby przygotować Wigilię, nawet jeśli jest to kolacja dwuosobowa. Para szykująca się do takiej dwuosobowej Wigilii jest w stanie zakupić dużo za dużo wszystkiego. Para ta jest w stanie zjeść niewielki procent z tego, co zakupiła i przygotowała.


Mamy zapasy w zamrażarce co najmniej do marca.

Wesołych Świąt




24 grudnia 2007


Wyrwawszy się spomiędzy garnków, garnuszków i patelni, życzę wszystkim (naprawdę wszystkim) spokojnych i fajnych świąt!

I chciałabym i trochę się boję


7 grudnia 2007

A jutro mój pierwszy raz.

Trzymajcie kciuki, żeby się udało.

www.nasza-klasa.pl


7 grudnia 2007

No cóż, opierałam się dość skutecznie temu szaleństwu. Dawno dawno temu założyłam sobie profil i tak zostało. Znalazła mnie w lecie siostra kolegi z podwórka. Pomailowałyśmy trochę. Miłe.
Nie reagowałam na komentarze znajomych : ty, Olka, znalazłam Cię na naszej klasie, masz tylko jednego znajomego, łeeeeee. A dziś w końcu weszłam i oto, co się okazało: że pamiętają mnie ci, o których ja trochę zapomniałam i że jeden taki w ósmej klasie się we mnie kochał.

Heh. Mógł mi wtedy to powiedzieć, :D.

Inwestycja

4 grudnia 2007
Pytanie: kiedy kobieta wie na 100%, że powinna zainwestować w dobry krem , bo jej się w sposób widoczny twarz marszczy?
Odpowiedź: Kiedy współpracownica po krótkiej rozmowie mówi: Olu, adoptuj mnie...

Wypłata za parę dni, idę do Sephory. A może czas na botox...?

....by język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa...

4 grudnia 2007
Bywa, że nawet najbłyskotliwsze i najbardziej elokwentne osoby mają problem z jasnym i trafnym przekazem myśli.

M: No, i pojechałam z kumpelą do Grecji. Na to wybrzeże pod tą ich wielką górą.
Ja: Noooo....
M: No, wiesz gdzie?
Ja: No...
M: O! Na Riwierę Olimpijską!

Jasne, że od początku wiedziałam o czym mówisz...

Zzzzzzzzzzzziuuuuuuuuuuuuuuuuu............!

29 listopada 2007

A w moim mieście sezonowo pojawiają się darmowe ślizgawki. W miejscach zupełnie nieprzewidywalnych. Ale jak się tak człowiek dobrze rozpędzi i z wiatrem ustawi, to do pracy zzzzzzzzzzziiiiuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu...... raz dwa dotrze.

A że noga złamana lub też ręka... cóż nie można mieć w życiu wszystkiego....

Wielkie halo!

28 listopada 2007
W moim mieście w ubiegły weekend można było przejechać się zabytkowym trolejbusem (to taki autobus na szelkach, przez straszych mieszkańców nazywany trojlebusem) z okazji 25-lecia wprowadzenia owych trolej/trojlebusów w moim miejscu zameldowania.

Phi! I czym się tak podniecać! Wydaje mi się, że codziennie jeżdżę nim do pracy. Wiek trajtka oceniam po zapachu (czytaj: smrodzie) i dziurach w karoserii. Na codzień obcuję z historią mego miasta.

Ojczyzna polszczyzna

25 listopada 2007

Słownik komputerowy:

przyłączny przesuwacz stołokulotoczny - mysz
miękki płaskokrążek informacjonośny - dyskietka
płaskokrążek lustronumetyczny - płyta CD
ręczny wpływacz na popłożenie celu - joystick

Heh...

Humor zeszytów - ciąg dalszy

23 listopada 2007

Sprawdzenie znajomości słownictwa.

"A tutor is someone who teaches stupid children. For money."

Dziękuję Ewelinie :)

Krótka powtórka

22 listopada 2007

Wprawka przed maturą z języka obcego. Poziom podstawowy, część pisemna.

"Podczas pobytu w Wielkiej Brytanii kupiłeś ciągnikowy kultywator sprężynowy z zapasowym kompletem lemieszy półsztywnych i skaryfikatorem. Zauważyłeś, że uszkodzone było łożysko toczne baryłkowe wahliwe w mimośrodzie oraz brakowało połączeń gwintowych ze śrubą pasowaną o trzpieniu stożkowym. Chcesz zgłosić jego reklamację. Napisz na czym polega problem oraz gdzie i kiedy nabyłeś urządzenie i zaproponuj rozwiązanie problemu."

Dzięki Maćku, poprawiłeś mi humor :)

Ach, te strefy klimatyczne


20 listopada 2007

Niedziela, TVN, prognoza pogody. Pani prezenterka do widzów: "No i od kilku dni mamy typową późnojesienną, listopadową pogodę. Mgły, deszcze..."

Taaa, szczególnie na południu naszej ojczyzny. Śnieg, mróż, lód na ulicach i chodnikach, w weekend ludzie na narty pojechali. Typowy styczeń jak dla mnie, ale kto by mnie słuchał.

Polska składa się nie tylko ze stolicy. Chyba, że mamy już autonomię? To co mi nic nie mówicie!?!
Opcja nr dwa, TVN nadaje z Irlandii, naszego siedemnastego województwa. To co mi nic nie mówicie?!?

Nikt mi nic nie mówi...



Horror show i dniówka górnika


13 listopada 2007

"Nieeeeeeeeeeeeeeeeeee!!!!!!!!!Mamo, nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee, ja nie chcęęęęęęęęęęę!!!!!!" darło się dziecięce gardło na korytarzu. 6 par przerażonych i zdziwionych oczu podniosło się znad książek i spojrzało na mnie wyczekująco.

Uśmiechnęłam się blado.

Studenci: Co się tam dzieje? Kogoś tam mordują?
Ja: Nie, obok mają zajęcia pięciolatki.
Studenci: Pięciolatki? O tej porze? (była prawie 19.00). Powinni teraz wieczorynkę oglądać.
Ja: No, tak. Na prośbę rodziców tak późno są te zajęcia, żeby zdążyli wrócić z pracy i przywieźć dzieci na lekcję.
Studenci: Acha.

Przeraźliwy ryk nie ustawał. Jedna z kursantek spytała czy może wyjść nalać sobie wody. Nie ma sprawy.

Studentka (po powrocie z wyrazem autentycznego szoku na twarzy): Oni tam mają otwarte drzwi. Tam jest tylko czworo dzieci, rysują sobie spokojnie, śpiewają, a jedna się drze.

No cóż, ja też pewnie bym się darła, że chcę do domu. Wszystkie dzieciaki w wieku podstawówkowym, które przychodzą do nas na lekcje, zasuwają po 12 godzin na dobę. Oprócz angielskiego mają:
a) tańce
b) łyżwy
c) karate
d) aikido
e) zajęcia w kościele
f) inne zajęcia, które wpadną do głowy rodzicom

Wstają o 7 rano, kończą robotę o 20.00.
Na ich miejscu też bym się darła.

Sezon jesień- zima


2 listopada 2007

No więc, moi drodzy, jeżeli komukolwiek z was wydawało się, że się wywinie i go wstrętna szara jesień, a potem w konsekwencji mroźna i ciemna zima nie dopadnie, to niestety się mylił!
Jesień nadeszła kochani i teraz tu zostanie... Ja wiem o tym najlepiej!
Skąd? A bo właśnie dziś rano, praz pierwszy w tym sezonie zrobiłam sobie herbatę. I ją wypiłam. Z cytryną była i malinowym sokiem. A ja herbatę piję tylko i wyłącznie jesienią i zimą.
A kawę piję w ten bury czas z cynamonem. I kupiłam sobie wielką pakę cynamonu właśnie.

I na grzane wino mam ochotę... I już zaplanowałam jaką będę mieć choinkę w tym roku.

Tak więc sezon jesienno-zimowy uważam za rozpoczęty! I proszę o szalikach pamiętać. I o witaminie C. Nikogo szaruga nie ominie!

No, chyba, że Beatkę, bo w Nowym Jorku trochę cieplej jest, ale i tak zacznie tam lać w końcu. No, Roba nie dopadnie, bo on mieszka w Australii, a tam teraz lato. Ale reszta niech się szykuje!

Coś się kroi...


31 paźdzernika 2007

Z okazji 1 listopada niektórzy mają dłuższy weekend. 1 listopada będą nieczynne sklepy. 1 listopada tak jak każdy inny dzień będzie trwał 24 godziny. Mieszkańcy mojego osiedla robili dziś strasznie wielkie zakupy jedzeniowe. Hm... Na 24 godziny? A może z powodu dzisiejszego Halloween czeka nas jakaś mała zagładka? W końcu mieszkamy koło małego cmentarza, więc może, może...

Tym oto wpisem chciałam wyrazić, że jak zwykle nie rozumiem tego rzucania się na półki sklepowe i wykupywania wszystkiego jak leci. Podobno 1 listopada to święto refleksji i zadumy. U mnie na osiedlu również wyżerki.

Gadu-gadu 2


25 października 2007

Studentka: Ojej, bo... Przerywa widząc moje karcące spojrzenie (podczas zajęć nie wolno używać języka polskiego).
Studentka: (wzrok przepraszający) Dżizas...

No!

Gadu- gadu


24 października 2007

Dziecię pewne: Proszę pani, a mój dziadek ma 97...
Ja: Lat!
Dziecię pewne: (z wyrazem politowania na liczku): Zegarów...

Studentka 1: What were you doing when it happened?
Studentka 2: I wasn't doing anything that I should remember, so I don't remember.

Taki zwykły dzień...

Jesienne smuteczki

23 października 2007

Nie chcę, żeby było szaro.
Nie chcę, żeby było zimno.
Nie chcę deszczu.
Nie chcę, nie chcę, nie chcę....

Byle do wiosny...

Ciiiiiiiiiiiiiiiiiiiisza


21 października 2007

Dobra, przyznaję, że "sytuacja na polskiej scenie politycznej" (no, się scena zrobiła, fakt, a jacy aktorzy...) przez ostatnie dwa lata to przeze mnie trochę była, bo (jak wielu innych) na ostatnie wybory po prostu nie poszłam. Jakoś tak się mi nie chciało czy coś. Wierzyłam naiwnie, że reszta narodu pójdzie i wybiorą jak trzeba. Niestety, reszta narodu pomyślała tak jak ja.
No, ale dziś poszłam i postawiłam krzyżyki.

Czego i Wam życzę.

Różnice regionalne


13 października 2007

Od jakiegoś czasu podróżuję do pracy środkami komunikacji miejskiej, czyli głównie trolejbusami zwanymi przez niektórych (młodszych mieszkańców) trajtkami lub (przez dużo starszych) trojlebusami. Z tego powodu postanowiłam, po bardzo krótkich kalkulacjach, kupić sobie bilet miesięczny (tzw. okresowy).

W tym celu udałam się do pobliskiego kiosku, który prowadzi sprzedaż takich biletów.

Ja: Dzień dobry, poproszę bilet miesięczny na okaziciela.
Młoda pani w kiosku: Słucham? Nie rozumiem...
Ja: No, bilet miesięczny na okaziciela proszę. Podobno można u was kupić.
Młoda pani w kiosku: Eee.... (w tym momencie oczy jej przybrały kształt i rozmiar spodków)

Szybko domyśliłam się, że Młoda pani w kiosku nie jest stąd. Pewnie przyjechała z Ukrainy albo z Rumunii albo może nawet z Białorusi, bo u nas rąk do pracy nie ma (wszystkie zasuwają w Irlandii), a dla niej to życiowa szansa, taka praca w polskim kiosku.

Młoda pani w kiosku: (nienaganną polszczyzną) Bo wie pani, ja tu na zastępstwie jestem dziś za koleżankę, bo ja z Oświęcimia jestem i nie bardzo wiem o co pani chodzi.

No tak! A w Oświęcimiu ne ma przecież słowa okaziciel!

Krejzi krejzi krejzi is maj lajf


25 września 2007

Z okazji urodzin mój ukochany powiedział, żebym sobie wybrała prezent. Powiedziałam, że chciałabym buty. Pojechaliśmy do centrum handlowego. Mierzyłam długo, spacerowałam po sklepie, w końcu zdecydowałam - chcę te! Obsługiwały nas dwie panie, w sklepie żywego ducha poza nami.

O, rany, ale byłam szcęśliwa! Do czasu, kiedy w domu postanowiłam przespacerować się na moich super wysokich obcasach. Włożyłam lewy but, super, nie gniecie, fajnie jest, dam radę. Wkładam prawy.... oops... Pierwsza myśl - nogi mi spuchły. Pcham dalej. Druga myśl, kurde nogi mi bardzo spuchły. Wepchnęłam. Nie da się wytrzymać.

Ściągnęłąm buty. Spojrzałam na podeszwy. Prawy bucik rozmiar 36 (absolutnie nie mój), lewy bucik rozmiar 37. Pudełko od pary nr 38.

Lalalalalalalalaaaaaaaaaaaaaaa......... Szaleństwo....

Z Tychów do Zabrza (gdzie kupiłam buty) jest kawałek znaczny. W reklamację została zaangażowana cała rzesza ludzi - mój Rafał pracujący w Gliwicach pojechał do Gosi, która mieszka w Zabrzu, a ta wyśle swoją nastoletnią córkę do sklepu, żeby zrobiła reklamację.

Trzymajcie kciuki, żeby nam się udało....


Kizia mizia


25 września 2007

No cóż, szaleństwo trwa nadal, z tą jedynie różnicą, że niekontrolowany bełkot słychać już nie tylko w Tychach, ale również w Pszczynie. Przedstawiciele pszczyńscy usiłowali leczyć się malinami, ale podobno ich to zabiło. Ale po śmierci posługiwali się prawidłowo komunikatorem Gadu-Gadu. I pocztą elektroniczną. Istnieje zatem życie po śmierci.
Zniknęli z horyzontu panowie, którzy obiecywali tkwienie śruby w futrynie do czasu "aż pianka stfardnie - godzinkę", czyli cztery dni. W świecie branży budowlanej czas płynie inaczej. Cóż, istnieje przeciez powiedzenie, że czas jest względny...

W szaleństwie tym nie zauważyłam, że już nadeszła... Jesień Nie Ma Na To Rady.

Byle do świąt.

Nie wierzę


17 września 2007

Wczorajsza godzinna narodowa debata na żywo, z udziałem ekspertów (!) zaproszonych do studia na temat tego czy jeden z uczestników programu Big Brother jest gejem czy nie najpierw wprawiła mnie w osłupienie, potem zrobilo mi się niedobrze, a w konsekwencji poszłam spać wcześniej niż planowałam.

Pomysły producentów TV na to, jak sprawić, żeby niezjadliwy i nudny program zainteresował oglądaczy są więcej niż zaskakujące. Uczucia obrzydzenia spodziewałabym się raczej po obejrzeniu wyczynów uczestników tego programu, a nie po tym co zafundują mi prowadzący w studiu. No, ale cóż, skoro mieszkańcy domu Wielkiego Brata mówią wciąż o pozytywnych emocjach i o miłości oraz przyjaźni, to tego na pewno nie da się oglądać i trzeba przyprawić grzebaniem w czymś tyłku. Z udziałem ekspertów oraz przyjaciół. Koniecznie na żywo.

Wstrętne.

Obetnica poprawy


16 września 2007

Doszły mnie słuchy, że zaniedbałam bloga. Przyznaję rację i biję się w pierś (dowolnie wybraną). Niestety, ostatni tydzień był tak intensywny, szczególnie w pracy (Big Brother jest bardzo psychicznie obciążający), że w sobotę wyrósł mi świński ryj (na szczęście plastikowy i łatwy do usunięcia), a na mojej głowie zasiadła na chwil parę pękata żaba.

Sami widzicie, że w takim stanie umysłowym lepiej, żebym nic nie pisała. Jak się przyzwyczaję do nowego tempa (nie tylko w pracy, w domu też), to na pewno zacznę regularnie wpisywać notki.

A tymczasem proszę o cierpliwość, bo nie tylko ja zwariowałam, są tacy co biją z liścia biurowe sprzęty i wymyślają hymny o przytłaczających tekstach.

Uff... Jutro poniedziałek...

Niezbadane są wyroki urzędów


2 września 2007

Wydawałoby się, że koszmar chodzenia do szkoły mam już szczęśliwie za sobą, nie licząc traumy w postaci powracającego snu, w którym za moment ma się odbyć klasówka z mamy/historii (niepotrzebne skreślić). Na szczęście rano człowiek z ulga stwierdza, że uff, to był tylko sen.

Dziś przestałam być taka spokojna, kiedy przeczytałam, że pewna Belgijka dostała wezwanie do stawienia się w I klasie szkoły podstawowej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że owa pani ma już 102 lata.

Wszystkiego dobrego w nowym roku szkolnym życzę wszystkim tym, którzy w szkole (z różnych względów) muszą przebywać.

No guns


30 sierpnia 2007

Fragment serialu M*A*S*H*

"Hawkeye: I will not carry a gun, Frank. When I got thrown into this war I had a clear understanding with the Pentagon: no guns. I’ll carry your books, I’ll carry a torch, I’ll carry a tune, I’ll carry on, carry over, carry forward, Cary Grant, cash and carry, carry me back to Old Virginia, I’ll even ’hari-kari’ if you show me how, but I will not carry a gun!"


Wyprodukujcie sobie trochę endorfin...

28 sierpnia 2007

Nie moje, znalazłam tu.
Z serii ogłoszenia drobne i informacje wszelakie. Wybrałam te, przez które muszę czyścić monitor (ze śliny).

  1. Perugę damsko sprzedam.
  2. Zdun Urbanek kituje w podwórzu na prawo!
  3. Bon apetit, czyli smacznego
  4. Toaleta i mycie rąk 1 zł. Samo mycie rąk 1 zł.
  5. Spszedam pomnik spieczaru. W dobrym pąkcie.
  6. Studentów z ciemną karnacją do sprzedaży kebabów.
  7. Uprasza się szanownie panie tańczące w szalonej ekstazie na stołach o nie dotykanie luster.
  8. Nie rzucać wiadra na jebał to pies.
  9. Z powodu obecnie jednej ręki sprzedam maszynę do szycia.
  10. Zakład nieczynny z powodu że zamknięty.
  11. Młodzieży do lat 18 alkoholu powyżej 40% nie sprzedajemy.
  12. Tradycyjne pieczenie staropolskie - pieczone prosię, udziec barani, pieczeń z dzika, nadziewany indyk, struś.
  13. Chodzenie na szaber wzbronione pod karą wyrwania nóg z dupy.
  14. Proszę nie wycierać rąk po kaszance.
  15. Okazja!!! Teraz możesz przekłuć sobie uszy z 20% rabatem i zabrać dodatkową parę do domu!!!
  16. Zatrzaski do bodów.
  17. Prosimy nie wrzucać petów do pisuarów; nasiąkają wodą i trudno je potem zapalić.
  18. Romantyczny 50latek, kawaler, wyższe, o niezwykłych zainteresowaniach szuka kobiety moralnej z dużym biustem.
  19. Obornik o zapachu waniliowym.
  20. Załoga WC życzy Wesołych Świąt.

Big Brother - local version


27 sierpnia 2007

Dziś dowiedziałam się, że od połowy września będę brać udział w lokalnej wersji Big Brothera.

Zaznaczam, seksu w wannie nie będzie!

Prośba

27 sierpnia 2007

Szanowny Panie Reżyserze 1/3 spektaklu zwanego Moim Życiem!

Zwracam się do Pana zbardzo uprzejmą prośbą o nieobsadzanie mnie (nawet w roli epizodycznej) w spektaklu Pana autorstwa pt."Obiecam, że coś komuś dam, a potem nerwowo się rozejrzę komu to podwędzić, żeby móc spełnić daną obietnicę."

Nie chcę być również statystą.

Na widowni też nie chcę być.

Niech Pan nie pisze więcej takich scenariuszy. A tym bardziej, niech Pan nie próbuje ich reżyserować.

Kto ma wiedzieć o czym piszę, ten wie. Reszty czytelników nie chcę męczyć zawiłą fabułą. Nie warto się wgryzać.

Na grzyby, na ryby czy na lwyby?!?


22 sierpnia 2007

Wracam głodna z pracy, wpadam do supermarketu i od drzwi pędzę do stoiska z sałatkami. Miła pani pyta: W czym mogę pomóc? Na to ja: Poproszę małe opakowanie tej sałatki "Przysmak leśnika". Pani: Bardzo proszę.

Pani pakuje, a ja rozpływam się w dywagacjach cóż w tym przepysznym niewątpliwie "Przysmaku leśnika" znajdę. Nie mam wątpliwości, że będą tam grzyby pachnące i jakieś mięsko może pyszne...
Pani ekspedientka wyrywa mnie z marzeń podając opakowanie: Bardzo proszę. Ja grzecznie dziękuję i gnam do kasy. Płacę. Gnam do domu. Siadam. Otwieram pudełeczko. Ach... zaraz nastąpi ta błoga chwila... Pakuję do ust pierwszy kęs pyszności... Ach... Mmmm... Pyszne... Pyszne... te marynowane śledzie... Śledzie?!? W lesie?!? Marynowane?!? Hm... Mieszkam blisko lasu, często w nim bywam, ale śledzi nie widziałam. Tym bardziej marynowanych. Żadnych!

Pani ekspedientka była równie zawieszona co ja i sprzedała mi "Leczo rybne" mieszczące się w pojemniku obok. Było dobre, choć z lasem nie mialo nic wspólnego.

Pełna powaga


20 sierpnia 2007

A mój ukochany mążczyzna, na codzień pracujący po 12 godzin na dobę, bardzo pracy oddany i wykonujący ją z wielką powagą i poświęceniem, od 3 dni chodzi podjarany, bo był z kumplem w kinie na "Transformersach". Chciałam dowiedzieć się o czym był ten film (główne wątki, bohaterowie itp) i usłyszałam: Buczało jak cholera i roboty się lały.

Super recenzja...

Podobno faceci rozwijają się do 6 roku życia, a potem to już tylko rosną... Hm...

Llllllalalaaaaaaaaaa!!!


20 sierpnia 2007

W ostatnich dniach wracam z pracy podduszona... Nie, nie, szef nie siada na mnie okrakiem i nie dusi mnie za to, że czegoś nie zrobiłam na czas. Koleżanki mnie nie duszą za to, że sama wyżeram ukryte na czarną godzinę lizaki nic im o tym nie mówiąc...

W moim biurze po prostu nie ma powietrza... Temperatura 30 stopni Celsjusza, komputer miło grzeje w stopy, okno uchylone tylko ciu, ciut (bo jak je otworzyć szerzej to może wylecieć z zawiasów...), klimatyzacja nie działa (klimatyzacja w lecie??? bez sensu...) - wszystko to so kupy sprawia, że z pracy wracam taka jakby trochę... odurzona...

Może w moim nowym pięknym gabineciku będzie lepiej, bo tam będę miała całe wielkie i sprawne okno tylko dla siebie!

Zostało jeszcze 20 dni przyduszania, a potem się nawdycham powietrza za wszystkie czasy!

Chyba, że mnie zaduszą do tego czasu za te lizaki...

1, 2, 3 Baba Jaga patrzy!


18 sierpnia 2007

Straszna jest siła telewizji... Teraz jak biorę się za sprzątanie, to wydaje mi się, że obserwuje mnie Anthea Turner w swoich białych rękawiczkach... Zaraz tu przyjdzie, przejedzie paluchem za szafą i stwierdzi, że yuk! urgh! martwe roztocza tam siedzą...

Wiem, nie wpuszczę jej, zabarykaduję się!

Skutki niedzieli w środę


16 sierpnia 2007

Przez to, że środa była wolna, dziś (czyli w czwartek) wszystko mi się poprzestawiało i złapałam tzw. zawias, który objawił się tym, że do pracy wyszłam z domu w.... kapciach. Zorientowałam się jeszcze pod blokiem, na szczęście.

Wyjaśnienie


9 sierpnia 2007

Tak, tak to byłam ja. :) Tak, tak, trzeba było zaczepić.

Szkoda, że nie zauważyłeś mej przepięęęęęęęęęęęęknej nowej torby.

To już?



   7 sierpnia 2007

Czy Wy też zauważyliście, że wieczorami wcześniej robi się ciemno? Czyżby już nadchodziła ona? Jesień....

Ech...

Egzamin...


5 sierpnia 2007

On: (wpatrzony w monitor komputera) O, jakiś nowy film o wilkołakach jest.
Ja: Tak?
On: Jak jestem taki zmęczony jak dziś, to mam ochotę na jakiś film o wilkołakach.
Ja: No, to możemy podjechać do wypożyczalni i sobie coś wybierzesz.
On: No, coś ty. Wszystkie już widziałem.
Ja: (z niedowierzaniem) Jasne...
On: (nabierając niebywałej energii) Sprawdź mnie!

Taa... z chęcią, tylko jak? Ja nie widziałam chyba żadnego. Może są jakieś gotowe testy na znajomość tych filmów do ściągnięcia z sieci? Proszę o info.

Choroba nieuleczalna?


3 sierpnia 2007

Lekarze i pielęgniarki domagają się podwyżek, rzecz zrozumiała, praca ciężka, wypłaty nieadekwatne do wkładu pracy. W tym punkcie się zgadzam. Sytuacja w szpitalach jest katastrofalna, kosmiczne długi rosną z dnia na dzień, szansy na ich spłatę nie ma.

Ciekawe jaki stosunek mają zarządzajązy szpitalami do następujących przykładów?:

1. pracownik szpitala w czasie pracy regularnie ucina sobie drzemkę (nie jest to lekarz pracujący na nocnym dyżurze, a potem na dziennej zmianie, tylko osoba wykonująca swoją pracę jedynie na zmianie dziennej, przez 7 godzin) lub dla ochłody moczy nogi w misce z zimną wodą i jednocześnie ucina drzemkę opierając głowę na biurku. W takiej pozycji zastała ją przelożona - reakcja obu pań zerowa. Normalne zachowanie w pracy.

2. lekarz zatrudniony w szpitalu nabija szpitalowi rachunek telefoniczny w wysokości 20.000 zł (słownie dwudziestu tysięcy złotych) miesięcznie. Reakcja zarządzających zerowa.

Pani mocząca nogi została z pracy zwolniona w ramach redukcji etatów. Po miesiącu znalazła pracę w innym szpitalu. Na razie drzemek sobie nie ucina, ale już buntuje się przed wykonywaniem niektórych czynności zawodowych, należących do jej obowiązków.

Tak sobie myślę, że jeżeli pracownik w godzinach pracy ma czas na: plotki, kawki, drzemki itp. to oznacza, że albo ma pracy za mało i można go efektywnie wykorzystać, albo mamy do czynienia z tzw. przerostem zatrudnienia. To, jak wykorzystuje przerwę obiadową absolutnie mnie nie interesuje.

Jak można wygadać 240 tysięcy złotych rocznie na rachunek szpitala (czyli budżetu państwa czyli podatników czyli mój) trochę mi się w glowie nie mieści, ale może mam zbyt niski iloraz inteligencji.

Jak jeszcze raz któryś z braci K. wspomni o podwyżkach dla służby zdrowia, na które środki zdobędzie podwyższając podatki, to stracę kontrolę nad sobą.

A jak sobie pomyślę, jak zasuwam w pracy, jak jestem tam wykorzystana co do sekundy i jak wsuwam bułę nad klawiaturą bo nie mam czasu na obiad, to zgrzytam zębami tak, że sąsiad puka w ścianę i krzyczy: Cicho tam!

Przytoczone przykłady są niestety autentyczne. Tylko dwa i tylko z jednego szpitala.


Już za chwileczkę, już za momencik...


24 lipca 2007

Nie wiadomo kiedy skończył mi się urlop i jutro zasuwam do pracy. Hm... Z taką pewną nieśmiałością... bo przypuszczam, co mnie czeka. Zeszły rok był wyjątkowo ciężki, w tym ma być trochę lżej, bo sobie to asertywnie wytupałam u szefa mego. Pożyjemy, zobaczymy. Od października będę miała własny gabinet, niewiarygodne! Nie zobaczę już ja kolegi kerownika oddającego się dłubaniu w uszyskach specjanie w tym celu rozwiniętym spinaczem biurowym... Hura! Od jutra dostanę również swoją zastępczynię. Też hura!
Tymczasem, zupełnie jak dziecko z fobią szkolną w niedzielny wieczór, rozbolały mnie nerki (tak to jest jak się śpi z gołym tyłkiem w przeciągu). Idę więc zasiąść na ławce balkonowej i powygrzewać się trochę na słońcu.

No to, nerka! Tfu! Narka!

Ale inaczej nie da rady!


22 lipca 2007

Nie moje, znalazłam na Bashu, ale bardzo mi się spodobało, więc wklejam.

"X: Hehe, to patrz co na onecie piszą : Premier: rok, dwa i nie będzie śladu bezrobocia.
Y: e-e, do tego czasu chyba wszyscy nie dadzą rady wyjechać."

A może jednak dadzą radę, Polacy to bardzo zdolny naród i Premier w nas wierzy, nie rzucałby przecież słów na wiatr, nie?

Happy birthday!


21 lipca 2007

Niedawno mój blog skończył rok. W związku z tym dziękuję wszystkim tu zaglądającym, że zaglądają.


Home sweet home

21 lipca 2007

Po tygodnu spędzonym w cudnych, słonecznych i upalnych górach, wróciliśmy do domu. Podczas tych krótkich wakacji dowiedzieliśmy się, że:

1. nie należy za bardzo cieszyć się z tego, że w pensjonacie, w którym się zatrzymaliśmy naszymi sąsiadkami będą trzy urocze panie w wieku (mniej więcej) od 30 do 70 lat. Panie te nie przyjechały same, ale z resztą ferajny (też same kobity), które zamieszkały nad nami. Ojoj, nie wiecie nawet, jak takie panie potrafią się chichrać do białego rana i krzyczeć do siebie o świcie wymieniając poglądy czy warto wziąć ze sobą na wycieczkę pomidora, którego można by po drodze "przegryźć".

2. nie należy załatwiając sobie przed wyjazdem pokój mówić: "Nie ma łazienki w pokoju? To nic nie szkodzi, nie jedziemy się tam kąpać i pluskać w wannie całymi dniami!", bo może okazać się, że jedna toaleta i jeden prysznic na na 10 osób to stanowczo za mało.

3. nie należy cieszyć się, że pies tak spokojnie sobie leży, podczas gdy żłopiecie piwko ze swoją drugą połówką w czasie miejscowego festynu, bo może okazać się, że pieseczek wsuwa mrówki i piach i żwir i co tam jeszcze, a nad ranem zacznie to wszystko usuwać z żolądka drogą gębową. W pokoju. Britta pochłonęła około pół kilograma żwiru i przez następne dwa dni była smętna i nie do życia i usuwała żwir. Drogą gębową.

W ogóle były to wakacje fantastyczne! Zwłaszcza, że pierwsze od trzech lat.

Ale w domu najlepiej...

Oj, głupia ty, głupia ty.......


11 lipca 2007

Kręci mi się w głowie... próbuję zrozumieć o co się rozchodzi, ale moja mała główka nie jest w stanie objąć tego co wyrabia się od weekendu w tym kraju. Mam nadzieję, że wszyscy są na kokainowym haju dzięki dostawom pana Piłki, bo to nie może się dziać naprawdę i na trzeźwo.

Ponieważ znam powiedzenie, które mówi, że nadzieja matką głupich, wyjeżdżam na zasłużone wakacje. Jak wrócę za 10 dni, to może już im przejdzie ;/

Młodzież przyszłością narodu :)


8 lipca 2007

Przeczytałam sobie kilkaset wpisów na pewnym forum, których autorzy przytaczają wypowiedzi swoich dzieci. Oto, jakie wnioski wysnułam po przeczytaniu owych wniosków:

1. wyrośnie nam przynajmniej jeden rekin show businessu, twarda będzie z niego sztuka, będzie wiedział, że żeby zarobić, trzeba nieco pocierpieć:

"Nieopodal naszego domu otwarto sklep ze strojami ślubnymi. Jednak zanim to nastąpiło właściciel przez 2 tygodnie przeprowadzał remont, a na wystawie stały dwa gołe manekiny "pci żęskiej". Sklep był po drodze do przedszkola i mój pięcioletni synek codziennie przyglądał się tej wystawie. Pewnego dnia odprowadzam go jak zwykle, a na wystawie stoją te manekiny przystrojone w piękne ślubne suknie. Synek mówi: Tak długo musiały stać gołe, ale się opłaciło. Wychodzą za mąż."

2. wyrośnie nam jedna mieszkanka Matrixa, pogrążona w wiecznej filozoficznej zadumie:

"Chciałam żeby moja Basia przed pójściem do przedszkola nauczyła się samodzielnie jeść. Koszmar - jadła całymi godzinami. Ja mówiłam do niej: "Basia, jedz. Basia, bo wszystko wystygnie. Basia, weź łyżkę i jedz.." a Basia: ŁYŻKA NIE ISTNIEJE"

3. wyrośnie nam jeden uzależniony od mediów, z nich jedynie czerpiący wiedzę o otaczającym świecie i im jedynie ufający:

"Mój synek miał 2 latka. Święta Bożego Narodzenia, uroczysta msza, tuż po komunii organista delikatnie gra "Cicha noc, święta noc..." Kubuś słysząc to, drze się rozradowany: Mamo, mamo, to ta piosenka z reklamy!!!"

4. wyrośnie nam jeden prawnik:

"Kupiliśmy działkę za miastem i przyjechaliśmy tam kiedyś z przyjacielem naszego syna Łukaszkiem (lat ok. 7). Chłopcy znaleźli krowi placek. Łukaszek po chwili dyskusji: "Jakim prawem ta krowa nasrała na wasze pole?!"

5. wyrośnie nam jedna artystka hip-hopowa:

"Moje dziecko (4.5 l) zjadło pół talerza zupki i mówi, że już nie może. Próbuję się licytować i mówię: "zjedz jeszcze parę łyżek" a ona na to w płacz i mówi: "ale ja CZUJĘ że już nie mogę, a ty nie CZUJESZ mojej CZUJNOŚCI, to nie wiesz jak ja CZUJĘ !!" resztę zupki jej darowałam..."
6. wyrośnie nam miłośnik zwierząt, nawet tych martwych:

"Poszłam kiedyś do kościola z moim niespełna rocznym synkiem. Ciagle się wiercił, odwracał, stawał na ławce. Kilkuminutowa cisza, a następnie głosno: hau hau hau hau. Odwracam się, a synek głaszcze panią w pięknym futrze."

7. wyrośnie nam zagorzały wyznawca jedynie słusznej religii:

"Kuzyni wychodzą z rodzinnej imprezy. Ktoś mówi do Krzysia (chyba miał z 3 albo 4 lata): Krzysiu , POŻEGNAJ się z Karolinką! Krzyś na to: " W IMIĘ OJCA , I SYNA..."

8. wyrośnie nam wielbiciel własnego ciała, a zwłaszcza jednego organu:

"Kuzynka ma 2,5 letniego synka Maciusia, w pewnym momencie zauważyla, że synek zainteresowal się własnym "ptaszkiem", ogląda go , dotyka. Kuzynka mowi :" Maciuś, no co? To twoj siusiak", na co jej synek z takim rozmarzonym uśmiechem gładzi się po owym siusiaku i mówi z błogością w głosie "Koooochany..."

9. wyrośnie nam mężczyzna wierzący w absolutne równouprawnienie płci:

"Bawiliśmy się na przystanku pełnym ludzi w przechodzenie przez murek. W pewnym momencie potknęłam się, a Antoś troskliwie: - Mamusiu, nie zabolały cię jądra?"
10. wyrosną nam obywatele spędzający cały wolny czas w Internecie:

"Mój syn, kiedy chce temu, co mówi, nadać kategoryczny ton, mówi: KONIEC, KROPKA, PE EL." "Natomiast moja córcia (3,5), kiedy siedzę i coś piszę (i to nie na komputerze!) mówi zirytowanym głosikiem: "MAMA, ZRZUĆ TO NA PASEK I CHODŹ SIĘ WRESZCIE ZE MNĄ BAWIĆ".

11. wyrośnie nam obywatelka przekonana, że wszystko i wszyscy najważniejsi i najwięksi pochodzą z Polski:

"Mamusiu, czy naprawdę Pan Bóg jest Polakiem?"

12. wyrośnie nam klient, który wymaga:

"Urodź mi brata!" - mówi 4 letni Staś. "Kiedy?"- pytam. "Dzis wieczorem. " - pada poważna odpowiedź."


Myślę, że będziemy mieć bardzo fajne społeczeństwo za jakieś 15-20 lat. Zróżnicowane.







Stół z powyłamywanymi nogami :)


5 lipca 2007

Wczoraj trafiłam na bloga, którego pięcioletnie (!) archiwum przeczytałam za jednym zamachem (a mało tego nie było, wierzcie!). Blog zalinkowany jest po prawej stronie jako "W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie". Opisując go w wielkim skrócie powiem, że poświęcony jest nauce języka polskiego jako języka obcego. Autorka publikuje w nim fragmenty prowadzonych przez siebie lekcji języka polskiego, podczas których obcokrajowcy wykazali się szczególną kreatywnością w podejściu do naszej pięknej polszczyzny. Z przytoczonych przykładów najbardziej spodobały mi się: "W czym mogę ratunku?", "Lubię kurczego." oraz Kubuś marchewski (długo zastanawiałam się co to za postać ów Kubuś, w przypisie odnalazłam wskazówkę, że chodzi o napój marchewkowy!)

Blog ten przypomniał mi o tym, w jaki sposób językiem polskim posługują się nasi zagraniczni koledzy z pracy :). Ktoś jeszcze pamięta treść SMSa, którego dostałam od Iana: "Ola, czy mam zajęcy na sobota*?", albo prośbę tegoż samego o "nanóżki**" skierowaną do Aguliny?
Uwielbiam sposób, w jaki znani mi obcokrajowcy "walczą" z naszym językiem i zawsze, ale to zawsze rozczulają mnie ich bohaterskie próby wymówienia wyrazu "zszywacz". :P
Miałam kiedyś znajomego Anglika, który na pytanie: "William, dlaczego nie przyjechała twoja mama?" odpowiedział: "Bo ma problemy z zapleczem.***"
Nie wspomnę Paula, który mając ochotę na kurczaka w KFC, bierze ze sobą w owo miejsce swoją kilkuletnią córeczkę, bo nie jest w stanie wymówić wyrazu "skrzydełka".

Za każdą próbę używania języka polskiego, respect, guys!

Bo, jak mawiał poeta, polska język, trudna język!

*czy mam zajęcia w sobotę
**nożyczki
***z plecami

O młodzieży ciąg dalszy


2 lipca 2007
W poprzednim wpisie opisałam moją wizję młodocianych kradnących naręcza arbuzów. Chciałabym kontynuować temat młodzieży "młodszej". Otóż czasami przeszukuję blogi w sieci szukając czegoś interesującego, bo jestem typem "podglądacza" i czytanie blogów sprawia mi frajdę. Natknęłam się na taki oto wpis latorośli płci żeńskiej:

"Sorki że tyle niepisałam ale wiecie wakacje kiedy bylo zakończenie roku to widziałam tygryska on jest kochany ale szkoda żę już jest w pierwszej gimnazjum bo ja go KOCHAM !!!! A przez reszte dni byłam na placu z koleżankami.Ale wczoraj było najlepiej dowiedziałam sie jak nazywaja sie takie fajne synki ale mam do nich przezwiska czarny , OKULAREK , wczoraj ich kolega szedł a jamu powiedziałam żeby ich przyprowadzil ale niestety ich niebyło;( pózniej dam wam foty~!!!!"

i tytułem wyjaśnienia: "Wiecie nazywam sie Patrycja mam 12 lat Nienawidze Billa z Tokio Hotel i całej załogi Ale za to kocham Nowego z" Skazany na śmierć "i" Richiego" Chrisa i mojego koleżki z 6c Tygryska. i troche dominika.'

Wow, niezłe, niezłe, wszystko na jednym wydechu: miłość do Tygryska, początek wakacji, plac i fajne synki. To ci piękny wiek, 12 lat... Mmmmm.....I można bezkarnie kochać czterech chlopaków naraz! Uff... Gdzie te czasy :)

Citrullus vulgaris rulez

2 lipca 2007

Postanowiłam dziś zakupić sobie dużo różnych owoców. W tym celu udałam się do pobliskiego supermarketu. I cóż się okazało? Że najtańszymi owocami dotępnymi obecnie na rynku polskim nie są wcale nasze ukochane truskawki, czereśnie czy chociażby jabłka. Owoce te pamiętam z dzieciństwa, rosną na prawie każdej polskiej działce, w wielu ogródkach! Jakiż to owoc jest więc obecnie (i pewnie nie zmieni się to przez długie letnie miesiące) najtańszy? Odpowiedź brzmi: arbuz!
Ach i już oczami wyobraźni widzę te dzieci współczesne, które podczas wakacyjnej beztroski udają się na pobliskie działki i ukradkiem zrywają ogrodnikom-amatorom naręcze (kiście?) arbuzów, garściami chowają je w kieszeniach i fruuu.... skaczą przez płot i dalej w długą, żeby nie dopadł ich rozwścieczony działkowicz!

Dziwny jest teeeeeeeeeeeeen....kraj.......

A niech to.... :/


28 czerwca 2007

Zawsze to samo! Nie mogę się doczekać urlopu, cieszę się jak głupol jakiś, nastawiam pozytywnie i co? Ktoś Tam na Górze (i nie mam na myśli sąsiadów - mieszkam na ostatnim piętrze) zawsze musi mi troszkę noska przytrzeć, żeby mi za dobrze nie było. Rok temu obdarzyl mnie "niestrawnością", tzn. mówiąc wprost sraczką jakich mało, w zimie zostało mi sprezentowane przeziębienie, a teraz... Teraz oprócz przeziębionych nerek i biegania do ubikacji co 5 minut otrzymałam również coś, co kocham najbardziej na świecie: REINSTALKĘ WINDOWSA! W związku z tym na pewno nudzić się nie będę, instaluję, przeszukuję to, co zostało (to, co ważne znikło, rzecz jasna...) i używam wyrazów wielce niecenzuralnych.

Wrrrrrrrr........ grrrrrrrrrrrr..........

Piszę list, na niebie północ...


26 czerwca 2007

Znalazłam to dziś w internecie jako autentyczny list poborowego do byłego juz teraz Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego:

"Wielce Szanowny Panie Prezydencie

Uprzejmie proszę o zwolnienie mnie z zaszczytnego obowiązku pełnienia służby wojskowej ze względu na trudną sytuację rodzinną w jakiej się znalazłem. A mianowicie: Mam 24 lata i ożeniłem się w wdową w wieku lat 44. Moja żona ma córkę w wieku lat 25.

Tak się złożyło, że mój ojciec ożenił się z córką moje żony. Tym samym mój ojciec stał się moim zięciem, gdyż poślubił moją córkę. W związku z tym jest ona jednocześnie moją córką i macochą.
Mojej żonie i mnie urodził się w styczniu syn . To dziecko jest bratem mojego ojca, czyli jego szwagrem. Jednocześnie będąc bratem mojej macochy jest moim wujkiem. Czyli mój syn jest moim wujkiem.
Żona mojego ojca czyli moja macocha powiła na Wielkanoc chłopczyka, który jest jednocześnie moim bratem, gdyż jest synem mojego ojca i wnukiem gdyż jest synem córki mojej żony.
Jestem więc bratem mojego wnuka, a będąc mężem teściowej ojca tego dziecka pełnię jakoby funkcję ojca mojego ojca, pozostając bratem jego syna. Jestem wobec tego własnym dziadkiem.

Dlatego też proszę uprzejmie Pana Prezydenta o zwolnienie mnie ze służby wojskowej, gdyż o ile mi wiadomo, prawo nie zezwala powoływać do wojska jednocześnie dziadka, ojca i syna z jednej rodziny. "

Nie ma dla mnie znaczenia fakt czy jest to tekst autentyczny (opisujący sytuację prawdziwą); ważny jest dla mnie jedynie w warstwie językowo-szaradowej z serii: "Kto jest kim?"