Stół z powyłamywanymi nogami :)


5 lipca 2007

Wczoraj trafiłam na bloga, którego pięcioletnie (!) archiwum przeczytałam za jednym zamachem (a mało tego nie było, wierzcie!). Blog zalinkowany jest po prawej stronie jako "W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie". Opisując go w wielkim skrócie powiem, że poświęcony jest nauce języka polskiego jako języka obcego. Autorka publikuje w nim fragmenty prowadzonych przez siebie lekcji języka polskiego, podczas których obcokrajowcy wykazali się szczególną kreatywnością w podejściu do naszej pięknej polszczyzny. Z przytoczonych przykładów najbardziej spodobały mi się: "W czym mogę ratunku?", "Lubię kurczego." oraz Kubuś marchewski (długo zastanawiałam się co to za postać ów Kubuś, w przypisie odnalazłam wskazówkę, że chodzi o napój marchewkowy!)

Blog ten przypomniał mi o tym, w jaki sposób językiem polskim posługują się nasi zagraniczni koledzy z pracy :). Ktoś jeszcze pamięta treść SMSa, którego dostałam od Iana: "Ola, czy mam zajęcy na sobota*?", albo prośbę tegoż samego o "nanóżki**" skierowaną do Aguliny?
Uwielbiam sposób, w jaki znani mi obcokrajowcy "walczą" z naszym językiem i zawsze, ale to zawsze rozczulają mnie ich bohaterskie próby wymówienia wyrazu "zszywacz". :P
Miałam kiedyś znajomego Anglika, który na pytanie: "William, dlaczego nie przyjechała twoja mama?" odpowiedział: "Bo ma problemy z zapleczem.***"
Nie wspomnę Paula, który mając ochotę na kurczaka w KFC, bierze ze sobą w owo miejsce swoją kilkuletnią córeczkę, bo nie jest w stanie wymówić wyrazu "skrzydełka".

Za każdą próbę używania języka polskiego, respect, guys!

Bo, jak mawiał poeta, polska język, trudna język!

*czy mam zajęcia w sobotę
**nożyczki
***z plecami

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A bardzo proszę, wyrzuć to z siebie.