Sezon jesienny otwarty

30 sierpnia 2008

Wczoraj dokonaliśmy inauguracji. Można obejrzeć tu.

Na zdjęciu miejsce zbiórki, na wszelki wypadek, gdybyście zapomnieli.

Samokrytyka

30 sierpnia 2008

Niniejszym składam samokrytykę przed kolektywem blogowym. Rzeczywiście jestem zamulona i rzeczywiście 183 dzielone na dwa to nie jest 161 i pół. Skoro tak mówicie...

Lepiej Wam?

Du ju spik inglisz?

29 sierpnia 2008

Fragment z CV: "Znajomość języka angielskiego: bierna bardzo dobra w stopniu podstawowym."

Czyli co?

Babciu Oleńko

28 sierpnia 2008

A wczoraj spotkałam moją koleżankę ze studiów. Basia na II roku urodziła dziecko, a że była pierwszą matką w naszej grupie, to Adaś, jej syn, został naszą maskotką.

Basi nie widziałam strasznie długo.

Dziwne uczucie, kiedy dowiadujesz się, że rzeczony bobas ma dziś 187 cm wzrostu i nie dlatego, że jest dzieckiem mutantem, tylko dlatego, że osiągnął wiek, w którym faceci dorastają do takich wysokości. Hm...

A jedna taka moja koleżanka z klasy z podstawówki urodziła dziecko będąc nastolatką. Dziś jej syn ma 20 lat i właściwie ta moja koleżanka może w każdej chwili zostać babcią. Rany boskie, Beata babcią! A sama wygląda na jakieś 25 lat. To by było, no! Nie życzę jej tego wcale, ale przecież nigdy nic nie wiadomo, nie?

Czy do koleżanek swojej babci mówi się też "babciu"? Jeśli tak, to muszę przestać się z tą Beata kolegować!

Dlaczego????

28 sierpnia 2008

Podobno na wybrzeżu od 12 dni leje i turyści uciekają na południe Polski czyli w góry. U nas ostatnio pogoda również niczego sobie - słońce, upał i można zapomnieć, że nadchodzi jesień i że to już koniec wakacji.

Weekend też, o dziwo, zapowiada się słonecznie (jak nie weekend), i ciepło więc cieszcie się, ludzie, świat jest piękny!

No, ale żeby nie było nam za dobrze i za wesoło, żebyśmy się w weekend nie rozgrillowali i nierozpiwkowali zanadto, jest w moim mieście (i pewnie nie tylko tu) jedno (jest na 100% więcej, ale ja widziałam jedno) miejsce, które nie pozwala zapomnieć o tym, że mgły się pojawią, żółknące liście i takie tam.

Cóż to za miejsce? spytacie. Otóż jest to mój najulubieńszy supermarket o dźwięcznej niemieckiej nazwie, w którym dziś właśnie pojawiło się stoisko poświęcone Halloween. Które to święto jak mi wiadomo wypada ostatniego dnia października. A mamy SIERPIEŃ! LATO! Jeszcze są WAKACJE!

Kurde, dzięki jak zwykle za wyczucie chwili. Chciałam dodać, że artykuły bożonarodzeniowe pojawiają się tam już 15 października.

Trochu mi się teraz kalendarz pomieszał.... Gupi supermarket.

How can I resist you?

27 sierpnia 2008

Idę w niedzielę do kina. Będzie Meryl Streep i Colin Firth i w dodatku to jest musical! 


Proszę nie szydzić! Ja uwielbiam Meryl Streep. I Colina Firtha. I musicale...

Constans

27 sierpnia 2008

Nic nowego się nie dzieje, nie ma o czym pisać, o czym gadać, nie ma się nad czym zastanawiać. Tydzień spod znaku "A w dupie to mam!"

W pracy dużo pracy (manualnej, bo kierownictwo stwierdziło, że tego* nie umie robić i robimy same).

W świecie bliskim constans. Nic nowego. 

W świecie dalszym, prezydent śmieje się z premiera, bo ten gada po angielsku. 

W świecie dalekim Rosja ma wszystkich w dupie i rządzi.

A w świecie najdalszym żyje jeden pan, który wyglądałby dziś tak, gdyby nie majstrował sobie przy twarzy. 

*złożyć tekturowej teczki reklamowej

No i tak się świat ten kręci i zmierza nie wiadomo dokąd... Na szczęście zbliża się piątek wielkimi krokami. I can't wait for the weekend to begin! (dobrze, że pan prezydent nie słyszy tego odtatniego zdania, bo by mnie wyrył).

Babie lato, chłopia zima

25 sierpnia 2008

Nie ma sorry, idzie jesień, przykro mi jeżeli ktoś o tym nie wiedział i go brutalnie uświadomiłam. W związku z przeczuciem żółknących liści, mgieł i szarugi stałam się sentymentalna i nie reaguję na przejawy "niefajności" hurtowo występujące w otaczającym mnie świecie.

Ale minie mi to już niedługo, nie martwcie się i znów zacznę pyskować.

Natenczas (ale nie Wojski) rozmyślam o życiu mem marnem i o dniach, których jeszcze nie znamy.

Źle ze mną, wiem. Ale mam wino, za moment mi przejdzie!



Ach, co to był za ślub...

23 sierpnia 2008

Mieszkam bardzo blisko kościoła* i w związku z tym co sobotę słyszę orszaki weselne radośnie informujące klaksonami całe osiedle, że ktoś wpadł w sidła małżeńskiego stanu.

Wyjaśniam, że wcale mi te klaksony nie przeszkadzają, fajne to nawet jest.

Ale dziś to dopiero był ślub! Żenił się kierowca ciężarówki. A na ślub przybyli jego koledzy po fachu w swoich ogromniastych maszynach!

Fakt, że ów pan się ożenił został rozgłoszony chyba na cały powiat, taką siłę rażenia miały klaksony.

I zaraz przypomniał mi się film "Konwój".

*Ręka do góry kto nie mieszka blisko kościoła...

Ameeeeeen

22 sierpnia 2008

Niniejszym ogłaszam, że serwer znów umarł.
Niech mu ziemia lekką będzie!

W sumie można zacząć weekend.

Zakupy

21 sierpnia 2008

Chyba sobie z Agulem jednak koszul do pracy nie dobierzemy, bo nam z przodu na klatce wyrosło i nie pozwala dopiąć. A jak weźmiemy do przymierzenia takie, że można dopiąć to wyglądamy jak w piżamach z babci Gieni. Duuuuużej. Odżywionej.

Jak powiedziała nam na pocieszenie jedna sprzedawczyni - Mieć cycki źle, nie mieć też źle.

I tu utrafiła w sedno. W każdym razie utrudniają one zakupy.

Stara i naiwna

20 sierpnia 2008

Tak sobie wymyśliłam w mojej brunatnej główce, że skoro poprzedni weekend miałam taki nie za fajowy, to w ten sobie sympatycznie odpocznę na ławeczce na balkonie, poczytam, powygrzewam się na słońcu i popiję białego wina.

Cudne marzenie, od samego marzenia już jestem jakby bardziej wypoczęta.

Aż tu znienacka, zza winkla, TVN24 w osobie jakże sympatycznej Omeny zadało mi cios w samo serce - w weekend ma lać.

I dupa. I co teraz? Już nigdy nie będę marzyć, rozczarowania strasznie bolą.

Gąbka

19 sierpnia 2008

Trwający od jakichś dwóch miesięcy stres związany z oczekiwaniem na nieprzyjemne przybrał na sile w czwartek wieczorem, w momencie, w którym lwia część naszego społeczeństwa zaczynała długi weekend i szykowała się do relaksu.

W niedzielę byłam już bliska osiągnięcia konsystencji galarety. Używałam tylko łez, krzyków i przekleństw. Mięczak, fe!

W poniedziałek właściwie mieszkałam w toalecie oddając.

Poza toaletą nie przyjmowałam. Nawet kawa mi nie weszła. Dyszałam dyskretnie nie mogąc złapać oddechu.

Po wszystkim znalazłam się w domu i wypiwszy słownie dwieście pięćdziesiąt mililitrów piwa (uwierzycie?!?) zaległam z lekturą o godzinie 21.00. O 21.30 już donośnie chrapałam. O 7.15 zadzwonił budzik, który odezwał się bardzo nie w porę. Rany, czy ja w ogóle spałam?

Rano przywlekłam się do pracy czując się jak po ciężkiej fizycznej robocie i nocnej podróży w zatłoczonym pociągu równocześnie.

Kręgosłup mnie bolał.

Nie mogłam się skupić.

Gadałam głupoty.

Matoł, fe!

W związku z powyższym idę spać (jest 19.47, a za oknem jasno). Może do jutra troszkę odżyję, a moje IQ wzrośnie.

PS Dziś przyjrzałam się 6 segregatorom różności, które wyprodukowałam (we współpracy, oczywiście). Niezła jestem -śmy niepotrzebne skreślić, zgodnie z rozporządzeniem Ministra Oświaty nr... Dziennik Ustaw z dn..................................

Brittabella breaking news

18 sierpnia 2008

Wiadomości lokalne z serii hura!: Dziś, po dziesięciu miesiącach zbierania papierków, tworzeniu papierków i kontroli pracowników czy produkują aby papierki Wysoka Komisja w składzie czteroosobowym jednogłośnie zagłosowała za przyznaniem mojemu miejscu pracy akredytacji. Piszę o tym, bo to ja papierki zbierałam, tworzyłam i pilnowałam ich produkcji .

Dziękuję wszystkim za moralne wsparcie. I Rafałowi bardzo dziękuję, bo choć on papierków nie produkował, to cały czas mnie utwierdzał w przekonaniu, że się uda.

Gretek mówi, że mogę się czuć tak jakbym powiła dziecko. Ona jest matką to się jutro spytam czy po powiciu boli głowa. Mnie bolała.

Acha, wiem już na 100%, że stres mnie nie mobilizuje. Jak Agul mnie posłała po segregator, to stałam na środku pokoju jakby mi kto mózg wyciął i zastanoawiałam się co to jest segregator. Więc ja za stres jako element mobilizujący bardzo dziękuję.

Wiadomości również lokalne z serii Fuuuuuuuuuuuck! - sobotni grad zniszczył Gretkowi auto rozwalając szybę, a z dachu robiąc wytłoczkę do jajek. Na szczęście Gretek jest prawdziwą przewidującą kobitą i ma wykupione AC. Życzymy jak najmniejszych kosztów, szybkiego powrotu Renówki do zdrowia i żeby auto zastępcze nie okazało się heblem.

Wiadomości też lokalne - przepowiadam walnięcie płyt głównych w komputerach. Całkowicie za darmo!

A teraz się relaksuję. Ciiii....with probably the best beer in the world.

Koniec łikenda

17 sierpnia 2008

Cały długi weekend lało i jak mawia Agul pizgało. 13 stopni to nie jest najfajniejsza temperatura na trzy dni wolnego. A teraz wyszło słońce, niebo się oczyszcza z chmur, temperatura rośnie. Żeby nam było fajniej w pracy.

A jutro spotkanie z urzędnikami, którzy przyjadą w gości. Stres jest, nie powiem, bo oni mówią językiem, którego niestety nie opanowałam. szczególnie w kwestii paragrafów.

A następne dłuższe wolne w listopadzie, tak nas szef pocieszył. Trzymajmy się! Mamy zapas chińskich zupek, więc z głodu nie umrzemy...

Czy znacie jakieś pozytywne strony PMSa? No, oprócz tego, że kanaliki łzowe mam przeczyszczone jak nigdy wcześniej i chatę wypucowaną tak, że z podłogi można jeść, gdyby ktoś chciał. To jak, znacie jakieś?

Długi weekend

16 sierpnia 2008

Strasznie burzowo jest. Burza za burzą. Ulewy wichury, grzmoty błyski, a w Katowicach to nawet podobno grad. Właśnie zaczyna się następny show.

Nie martwcie się! Od poniedziałku wraca słoneczne lato! A my wracamy do pracy.

Girl power

15 sierpnia 2008

Wczoraj odbyło się spotkanie. Warunkiem uczestnictwa była przynależność płciowa zawężona do samic.

Nie będę wiele pisać, ale omówiłyśmy szereg problemów życia codziennego i niecodziennego.

Objawiły się talenty chóralne niektórych uczestniczek spotkania przy udzielaniu wypowiedzi.

Z objawień była jeszcze jedna blond dziewica. Z rumieńcem na licach.

Tak było fajnie, że przy płaceniu rachunku pani kelnerka dostałaby 6 dych napiwku. W porę się opanowałyśmy. Niektóre nie zapłaciły za siebie, bo kasa cudownie rozmnożyła się na stole.

Za sponsoring dziękujemy Agulowi i Kubkowi, które opuściły nas wcześnie. Agul udała się do opustoszałego domku w górach, a Kubek do własnego domku, gdzyż była małomówna tego wieczora i nie chciała być posądzona o brak towarzyskości. Więc sobie poszła.

W ostatniej samochodowej podróży wczorajszego wieczora uznałyśmy, że jak ktoś za siebie nie zapłacił to koniecznie musi zrobić u siebie grilla.

Następnym razem pozwolimy chyba poprzebywać z nami facetom... Chociaż same w sobie też jesteśmy spełnione. Na pewno w sytuacjach knajpianych.

Si ju neksta łika!

The talking dog. I do tego odkurzacz.

12 sierpnia 2008

Jedna pani wchodzi z psem do naszego biura. Nie wolno tego robić, o czym informuje stosowna naklejka na drzwiach (taki przekreślony wilczur na wypadek gdyby ktoś nie wiedział).

Pani (z przepraszającym wyrazem twarzy): Nie mogłam go zostawić na zewnątrz...

Widząc, że nas to nie przekonuje dodaje prędko - ale on mówi po angielsku!

Dla niewtajemniczonych dodam, że pracuję w szkole językowej.

Nie żeby nas to przekonało. Raczej poczułyśmy się zaniepokojone. Pies został. I wyjadał paprochy spod krzesła. A pani mówiła do niego: Good boy. Good boy.

Dżizas gdzie ja pracuję? Wiem, że są psi psycholodzy (psychologowie?), ale że kursy językowe?!?

Brittabella kąsająca


12 sierpnia 2008

W pracy jest najfajowiej jak walnie serwer... I kurtka nic nie można robić a tzw. terminy gonią.

Och, ileż ja znam przekleństw wszelakich... Dziś się o tym przekonałam...

Wrrr....Grrrr....

Wiemy już wszystko

11 sierpnia 2008

Po spożyciu pysznych pierogów z kapustą i grzybami z Transoceaniczną Beatką doszłyśmy do wspólnych wniosków, że słowiańska dusza to jest to, co liczy się najbardziej. Pomogło nam w tym piwko, ale tylko trochę.

Z dobrych wieści - Kasztanu szczęśliwie powrócił z krainy gdzie dzięcielina pała. Żywy i najedzony.

A jeszcze Wam powiem, że byłam obejrzeć "Mrocznego rycerza" i bardzo mi się podobał - szczególnie Joker w wykonaniu Heatha Ledgera, ale cała reszta też OK. Ale nie piszę o tym, bo wyprzedził mnie Marcinuz.

Z takich sobie wieści - pomimo upału poranki zwiastują już nadchodzącą jesień.

Z wiadomości żadnych - piwo z sokiem imbirowym to nie jest jednak to, co najbardziej smakuje nam w lecie.

Zazdroszczę tym, którzy mają wakacje.... Ja jestem garbata od siedzenia przy komputerze. Taka przygięta do ziemi Babcia Oleńka. Budujące.

Rozpoznanie rynku

6 sierpnia 2008

W kwestii zakupu laptopa przeprowadzam tzw. rozpoznanie rynku - innymi słowy rozglądam się za takim, który byłby fajowy i na którego będzie mnie stać. Czyli naprawdę musi być nie za drogi.

I ostatnio w Bielsku spodobał mi się taki jeden z wyglądu (bo ja te laptopy rozważam w kwestii wizualnej, a Rafał sprawdza ich możliwości sprzętowe). No i ten co mi się tak spodobał był już prawie mój... Prawie, bo kosztuje jedyne 11 tysięcy. A tyle to ja do września nie uszporuję!

Ech...Nie piszcie, że głupia ze mnie blondyna...

Szkoła óczy

6 sierpnia 2008

A dziś Agul sprawdzała spokojnie firmową pocztę. Wśród wielu maili był jeden przykuwający uwagę z takim oto zapytaniem:

"... ile kosztuje u was kurs przygotowujący do matóry z języka rosyjskiego na poziomie rozszeżonym?..."

Najpierw Agul złapała się za głowę. Potem wszyscy się zbiegli, bo własnym oczom nie wierzyła. Potem posiedziała z opuszczoną szczęką. Po czym wzięła głęboki oddech i na maila profesjonalnie odpowiedziała.

W odpowiedzi słowem nie wspomniała o słowniku ortograficznym...

Sfjatowo i aligancko...


4 sierpnia 2008

Rozmowa wnuczki (lat ok. 5) i jej babci.

Wnuczka: Babciu, a kto Blance imię wymyślił?
Babcia: Ja.
Wnuczka: Acha.
Babcia: (wyraźnie romarzona): Blanka. Blaneczka. Blaaaaaaanche.

O!

Mexican Train


3 sierpnia 2008

A bo to było tak...

Wczoraj w godzinach popołudniowych rozszalała się nad Tychami wielgachna burza - pioruny, hektolitry wody i efekty dźwiękowe. Zaniepokoiło to bardzo mnie i koleżankę Agul - bo miałyśmy w planie spotkanie w umówionym miejscu z Bandą. Po odbyciu rozmowy poprzez komunikator ustaliłyśmy środek transportu oraz stroje, w których wystąpimy.

Burza miała się ku końcowi, zatem wyruszyłam z domu. I właśnie kiedy pokonywałam trasę dom - przystanek autobusowy rozlało się jeszcze na zakończenie, na ostatnie 5 minut i przez to właśnie włosy mi się wygły.

A potem odebrałam dwa SMSy o treści "Houston, we've had a problem." od osób zmagających się z deszczem i innymi żywiołami. Że się spóźnią.

Dotarłwszy na miejsce spotkania udaliśmy się na małe zakupy, bo wiedzielismy, że Pani Gospodyni Ania "zrobi jedzenia mało, bo my nigdy nic nie jemy".

Dżizas ile ona kanapek narobiła! I koreczków! I jeszcze były: czipsy, winogrona, talarki, orzeszki, ciasto, lody.... I zasmażka.

A potem w to wszystko wjechała Kubek z michą misternie rzeźbionej sałatki, na temat której to misterii trwały dyskusje co najmniej przez pół godziny.

Banda grała w gry salonowe takie jak np. Mafia. I tu nasuwają się wnioski - nie zabijajcie za prędko Gospodyni, bo każe wam za karę zjeść po kanapce oraz wniosek kolejny - lepiej żebyśmy w Mafii nie były we dwie z Agulem, bo na bank nas wytropią i zatłuką. Acha, argumenty typu "Nie zabijajcie mnie, ja mam dziecko!" trzeba mocno rozważyć, bo po zakończonej grze okazuje się, że używający argumentu ma to dziecko naprawdę. No można się rónież dobrze zabezpieczyć przed rozpoczęciem gry.

Domino poszło nam "ledwie". Nowi gracze, a w szczególności Karolec stwierdziła, że gra jest oględnie mówiąc niefajowa, a z niej gracz do dupy, bo ona przegrywa i ma sto pięćdziesiąt tysięcy klocków i nie może się ich pozbyć, a przecież nic nie piła! A może właśnie dlatego... W połowie drugiej kolejki wszyscy się zawiesili, bo Kasztanu rozwinął wątek o Panu Marianie i żeśmy się pogubili totalnie...

Na koniec pograliśmy w karcięta, a zmęczeni mogli skorzystać z poduszki w wannie i tajemniczej granatowej szczoteczki, pochodzenie której do dziś dnia pozostaje tajemnicą.

Zapis wizualny znajdziecie drodzy Państwo tutaj.

Ja dziś nic nie jem, nie wiem jak Wy.

Prośba

1 sierpnia 2008

Zwracam się z uprzejmą prośbą, żebyście powiedzieli temu wielkiemu pająkowi, żeby nie wygrzewał się na ścianie mojego balkonu właśnie wtedy, kiedy wieszam pranie, bo mnie tak wystraszył, że Wam nie powiem, co prawie zrobiłam. W gacie.

I to nie był ten gościu co włazi ludziom nocami do domów po ścianach i głaszcze mieszkanki tych domów po policzkach. Miał za dużo nóg. I rąk. Czy co on tam ma.

Niech idzie na balkon piętro niżej - wyjechali na wakacje, więc nikogo nie nastraszy.

Dziękuję za pozytywne rozpatrzenie mojej prośby.

Czeka na mnie jeszcze jedna tura ciuchów do rozwieszenia - myślicie, że już sobie poszedł?

Chciałam wstawić zdjęcie pająka , ale jak zobaczyłam jakie mi ilustracje gugla wyrzuciła, to podziękowałam. Poza tym Rubej nie chcę niepotrzebnie straszyć :P.

No niech panowie powiedzą....


1 sierpnia 2008

Doszło do tego, że niektóre przedmioty (i nie tylko przedmioty) są droższe w Tychach niż w Londynie, Paryżu, Berlinie czy Nowym Jorku. No oczywiście wkurza mnie to jak mało co - no bo niby z jakiej racji perfumy mają być o 1/3 droższe niż w Niemczech skoro wcale o 1/3 od Niemców więcej nie zarabiamy.

Przykłady dóbr, na których mi zależy, a na które muszę oszczędzać mogłabym mnożyć. I wkurza mnie to, że będąc sobie np. taką średniozarabiającą Paryżanką nie musiałabym odkładać kasy na flaszkę perfum (słusznej wielkości, a nie jakieś marne 30ml).

Z drugiej jednak strony (jak mawiał poeta "always look on the bright side of life") jak pięknie brzmi rzucone od niechcenia zdanie - "Ja na zakupy, kochana, latam do Londynu."

Tak czy inaczej wkurza mnie to!