31 grudnia 2011

Budzi się człowiek rano, wygląda przez okno i wykrzykuje mocno zaskoczony:

-O, śnieg!

Śnieg? W grudniu? Bez sensu...

30 grudnia 2011

Niewiele jest rzeczy, których naprawdę nie lubię i które doprowadzają mnie do wściekłości.

Staram się nie wkurzać byle czym, uśmiecham się do ludzi, mówię 'proszę', 'dziękuję' i 'dzień dobry', ale zaprawdę powiadam wam nieznoszę, niecierpię, nienawidzę wręcz kiedy ktoś stojący za mną w kolejce jest tak blisko, że chucha mi na kark, że czuję w jego oddechu, co zjadł na śniadanie/obiad/kolację (niepotrzebne skreślić), jak prawie dotyka moich pleców.

Odsuwanie się niewiele daje, bo z każdym moim krokiem do przodu osoba za mną musi, koniecznie musi zaraz i natychmiast zrobić dwa kroki w moim kierunku.

Zwrócenie uwagi też niewiele daje, bo się taki oburza, wykrzywia, prycha i obraża. Ale się nie odsunie ani o centymetr.

Właśnie wróciłam z zakupów.

28 grudnia 2011

Oddaję się od niedawna tzw. guilty pleasure.

Oglądam "Jersey shore" na MTV Polska. Trudno uwierzyć, że to się dzieje naprawdę i że biorący udział w tym reality show to nie aktorzy.

W serii czwartej (od niej zaczęłam śledzenie losów bohaterów) ośmioro młodych Amerykanów spędza wakacje we Florencji. Tak, tej we Włoszech. W 'tym dużym kraju, Europie", gdzie 'trzeba wymienić dolary - dostanę tu gdzieś pesos?"

I otóż w jednej ze scen siedzą sobie oni w kafejce na dworze, jedzą pyszne rzeczy, piją winko (i wódę niestety też) i konwersują.

Dziewczyna: Co to jest? (wskazując na kopułę kościoła)
Chłopak: To Watykan. Pomalował go Leonardo da Vinci.

Nie zmyślam.

Obejrzę wszystkie odcinki, od pierwszej serii.




28 grudnia 2011

Po co są zakupy przez internet? Moim zdaniem istnieją po to, żeby nie ruszając tyłka w odległe krainy kupić sobie to, na co akurat ma się ochotę i jeszcze, żeby ci to pod nos przywieźli.

I tak w większości wypadków moje zakupy internetowe przebiegają - klikam sobie to i owo, pan kurier przywozi, płacę i się cieszę, że mam to co chciałam. (czasem tez się nie cieszę, ale ja dziś nie o tym).

Więc jak usłyszałam od kuriera firmy międzynarodowej DHL, że mam problem, bo nie ma mnie w domu, a on mi zamówienia dwie ulice dalej nie przywiezie do pracy, bo to nie jego rejon, i mam sobie to coś odebrać na zadupiu w ciągu siedmiu dni, to mi ręce opadły.

Zadziałało dopiero pytanie o imię i nazwisko pana kuriera, które to sprawiło, że stał się on przemiłą osobą i moje zamówienie jak najbardziej mógł mi zostawić u znajomej fryzjerki.

Tak czy inaczej, już drugi raz miałam nieprzyjemną rozmową z kurierem z DHLa, są oni niestety mało elastyczni i czasem niemili.

O Poczcie Polskiej z litości nie piszę, bo nie ma sensu. nadmienię jedynie, że oddział pocztowy na moim osiedlu działa tylko od poniedziałku do piątku w godzinach od 12 do 18, czyli wtedy kiedy jestem w pracy.

Uff, ulżyło mi.

27 grudnia 2011

No i po świętach.
Było leniwie. Tak leniwie, że  dziś rano powzięłam decyzję o zaniechaniu jedzenia. Do końca świata.

Za oknem szaro-buro. Nie ma sprawy - mam urlop aż do końca roku, niech sobie deszcz pada, mżawka niech sobie mży, a wiatr niech sobie wieje gdzie i ile chce. Ja się nigdzie nie ruszam.

Parę tygodni temu odkupiłam od koleżanki Doris steper i mam zamiar go dziś użyć, bo coś czuję, że zmieniam się w bardzo okrągłą kulkę tłuszczu.


23 grudnia 2011

Na dziś koniec zabaw w kuchni.

Za dziesięć minut wychodzę do kosmetyczki, a potem się napiję wina. Jak święta, to święta!

20 grudnia 2011

Zrobiło się mroźno. Śniegu nie ma, ale szron plus słońce sprawiły, że moje miasto wyglądało dziś bardzo ładnie.

Tekturowy utknął dziś w pociągu do Warszawy na całe trzy godziny, jak to ujął: 'w czarnej dupie między polami' - nie wnikam, gdzie dokładnie, opis mi wystarczy.

Poza tym dzień dobrych wiadomości. O, byle utrzymały się przynajmniej do czerwca.

19 grudnia 2011

Na trzy i pół dnia przed przerwą świąteczną okropnie trudno zmusić się do pracy, bo te wszystkie Last Christmasy i Jingle Bellsy plus światełka, bombeczki i łańcuchy strasznie rozpraszają.

Udawanie, że się pracuje jest jednak jeszcze bardziej męczące od samej pracy.

Pochłania nas robienie zakupów i gadanie bzdur. Dobrze, że to jeszcze tylko trzy dni, bo bym nie wyrobiła.

Jutro prowadzę normalne zajęcia, uff... Odpocznę sobie trochę.

18 grudnia 2011

Umówiłam się z własnym facetem, z którym jestem od ponad dziesięciu lat, na regularną randkę. Właśnie udaję się na miejsce schadzki.

So excited, że prawie piszczę z radości! :)

17 grudnia 2011

To, co widać za oknem zupełnie nie przypomina zimy, a przecież już za tydzień wigilia.

Na drzewach pojawiły się nawet bazie.

Bez względu na pogodę staram się wzniecić w sobie chociaż iskierkę bożonarodzeniowego nastroju, ale muszę powiedzieć, że słabo mi idzie. Trochę za sprawą zmęczenia, a trochę przez zaległości jakich sobie narobiłam prze dwa 'niewolne' weekendy.

Tak czy inaczej szykuje się dziesięć dni wolnego i, ze śniegiem czy bez śniegu, mam zamiar dobrze je wykorzystać.

Rzekłam.

11 grudnia 2011

Wczorajszy dzień był zdecydowanie udany. 
Przyjemne (tak, tak) dziesięć godzin w pracy i miłe, choć wzruszające trzy godziny u koleżanki, która wraca na stałe do Niemiec. Były prezenty, dobre jedzenie i łzy wzruszenia.

A dziś za to, że oddałam stary telewizor jakiejś potrzebującej rodzinie, dostałam opłatek, laurkę wykonana dziecięcą rączką i podziękowania na piśmie. Trochę mi głupio, bo tak naprawdę nie czuję, żebym na to zasłużyła - telewizor stał zakurzony w kącie za drzwiami i fakt, że zniknął z mojego domu bardzo mnie ucieszył.

Za oknem słońce i wiosna. Nie czuję wcale, że za niecałe dwa tygodnie święta.