Niewiele

27 maja 2010

Niewiele piszę, bo albo nie mam czasu, albo jak już czas mam, to nie mam za bardzo siły.

Deszcz nadal pada, chociaż rzadziej, nie zmienia to jednak faktu, że w tym roku mój najbardziej ulubiony miesiąc w roku zamienił się w bury listopad. Cóż zrobić.

Żyję.

Pływam coraz lepiej. W kaloszkach.

Deszcz

18 maja 2010

Deszcz wciąż pada. W wielu miejscach powódź.

W trzech oddziałach musieliśmy odwołać zajęcia - ludzie albo nie są w stanie dojechać do pracy, albo zajęci są ratowaniem swoich zalanych domów.

U nas na razie nie jest najgorzej - przez Tychy nie płynie żadna większa rzeka, a jezioro mam nadzieję, nie zdąży za bardzo narozrabiać.

Mogłoby już przestać padać, bo mnie to wszystko nieco niepokoi.

Już zawsze

17 maja 2010

Już zawsze będę brała ze sobą telefon, nawet na najkrótsze wyjścia z domu.

Tak trudno namówić przechodniów, żeby zadzwonili po pogotowie do leżącego w błotnistej kałuży mężczyzny.

Miejscowego żula nabombionego na amen.

Ale kurde człowieka, nie?

Sunday

16 maja 2010

Sunday's best on Sunday morning...



Za oknem wieje, leje i jest całe 6 stopni Celsjusza. Odżywiam się dziś kawą, ale najchętniej poszłabym spać.

Co robić w taki zamulony dzień?



He forgot

15 maja 2010



No, śmieszne, śmieszne. Tyle, że na Farmvillu niczego nie trzeba podlewać. No, ale ogólnie śmieszne. Ech...

Dzisiejsza

15 maja 2010

Dzisiejsza sobota upływa mi pod znakiem nicnierobienia horyzontalnego. Za oknem nadal szaro i buro, więc większych wyrzutów sumienia nie odczuwam.

Mam gazety, filmy, pizzę i piwo. Myślę, że z głodu i z nudów nie umrę.

Coś na ślinienie:

Deszcz

13 maja 2010

Deszcz pada i pada, mają tam w górze jakąś powódź, że im tak przecieka ta woda wciąż?

Staram się go ignorować, ale jakoś słabo mi idzie.

Martka jedzie na weekend do NRD, Agul w tempie sprinterskim się powiększa, Kropka produkuje samochody bez drzwi, Gretek usiłuje pozbyć się męża zwanego pieszczotliwie Jemiołem, a ja od soboty będę słomiana.

To tyle w telegraficznym skrócie.

A teraz się ślińcie*.


*nową kategorię stworzyłam, z myślą o odchudzających się (czyli chyba tylko o mnie): Ślinotok.

Wczoraj

9 maja 2010



Wczoraj opiliśmy nowe mieszkanie Marcinuza.

Był konkurs muzyczny - walka była jak zwykle zażarta. Punkty notowałam na pustym pudełku po pizzy. Na zdjęciu Kasztanu, który prowadzi jedną z konkurencji.

Filmików z litości nie wstawiam...

Poruszyliśmy szereg ważkich tematów - problemy gastryczne, orientacje seksualne, niski iloraz inteligencji, życie leśnej fauny, różne sposoby depilacji męskich klat, stolice najodleglejszych państw świata oraz nowe wzory śpiworów firmy Lacoste.

Wypiliśmy hektolitry soku pomarańczowego, piwa, pożarliśmy pizzę (sztuk 5) i chipsy.

Nie wiem jak reszta Bandy, ja tam bawiłam się wyśmienicie. Następny posiłek przewiduję w okolicy środy.

Asia, która widziała nas poraz pierwszy w życiu, pod koniec imprezy nieco, że tak powiem, zbladła.

O, tak

8 maja 2010

O, tak.

Zdarzyło mi się coś baaaardzo przyjemnego. I właśnie trwa.

Otóż wyszło słońce (ponoć nie na długo, ale zawsze), a ja zasiadłam na balkonie i napawam się wolną sobotą.

Tak, to jest bardzo przyjemne.

Piątek

7 maja 2010

Piątek z serii: "Padamy na pyski, ale jeszcze siłą rozpędu zasuwamy".

Zmęczenie daje się już bardzo mocno we znaki.

Czekamy na koniec.

Koniec za miesiąc.

Pogoda

6 maja 2010

Pogoda jest ostatnio, że użyję określenia Kropki, z dupy. Jesienna deprecha i głupawka ogarnęła wszystkie znane mi osoby.

Nie piszę o tym, co się dzieje w pracy, bo mi trochę wstyd. Bo głupoty wygadujemy. Bez zastanowienia zupełnie. Jakby nam cos mózgi wyżarło.

Szkoda gadać.

Byłabym

3 maja 2010

Byłabym zapomniała napisać, że jutro matury.

Przecieki na temat zadań maturalnych znajdziecie, Drodzy Maturzyści, tu:


Trzymam kciuki. Nie dziękować.

Weekend majowy

3 maja 2010

Weekend majowy pogodą nas raczej nie rozpieszczał, ale świat wybuchł taką zielenią, że mu wybaczam.

Na dworze jest kolorowo, przyroda pachnie oszałamiająco, a ptaszyska drą się jak opętane.

Tradycyjnie już lud nasz wziął udział masowo w grillach. O, na przykład korzystano z takiego urządzenia:

Okazało się

2 maja 2010

Okazało się, że topinki zapewniają mi atrakcje w postaci rollercoastera, za to kurczak z grilla karuzelę typu diabelski młyn.

Nie, no fajowsko jest. Mam w żołądku wesołe miasteczko jak w Chorzowie i w dodatku nie muszę płacić za wstęp.

Poza zabawą na karuzelach znajduję czas na sprzątanie, gotowanie, a a wolnych chwilach na leżenie odłogiem.

Topinki


1 maja 2010

Topinki serowe, znane również pod nazwą Topolinki (Kubek) lub Dupinki (Kasztanu i ja) nie są tym, czym powinnam się żywić.

W żołądku mam roller coastera.