Na grzyby, na ryby czy na lwyby?!?


22 sierpnia 2007

Wracam głodna z pracy, wpadam do supermarketu i od drzwi pędzę do stoiska z sałatkami. Miła pani pyta: W czym mogę pomóc? Na to ja: Poproszę małe opakowanie tej sałatki "Przysmak leśnika". Pani: Bardzo proszę.

Pani pakuje, a ja rozpływam się w dywagacjach cóż w tym przepysznym niewątpliwie "Przysmaku leśnika" znajdę. Nie mam wątpliwości, że będą tam grzyby pachnące i jakieś mięsko może pyszne...
Pani ekspedientka wyrywa mnie z marzeń podając opakowanie: Bardzo proszę. Ja grzecznie dziękuję i gnam do kasy. Płacę. Gnam do domu. Siadam. Otwieram pudełeczko. Ach... zaraz nastąpi ta błoga chwila... Pakuję do ust pierwszy kęs pyszności... Ach... Mmmm... Pyszne... Pyszne... te marynowane śledzie... Śledzie?!? W lesie?!? Marynowane?!? Hm... Mieszkam blisko lasu, często w nim bywam, ale śledzi nie widziałam. Tym bardziej marynowanych. Żadnych!

Pani ekspedientka była równie zawieszona co ja i sprzedała mi "Leczo rybne" mieszczące się w pojemniku obok. Było dobre, choć z lasem nie mialo nic wspólnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A bardzo proszę, wyrzuć to z siebie.