Uff...


8 lutego 2008

Ło Jeżu, co to był za tydzień straszny...
Najpierw pomyliły mi się pory roku - na krzakach pąki, ptaszyska świergolą w najlepsze, a w kalendarzu początek lutego. Przez wiosenną pogodę odechciało mi się pracować i nabrałam ochoty na jakieś wagary czy inne coś. I Pan Bóg wysłuchał. I pokarał. I zesłał 100 tysięcy plag egipskich w postaci skarg, zażaleń, krzyków i łez... I kazał się z nimi uporać.

Uporałam się, a jakże. I jestem chyba nawet parę deko lżejsza, bo oprócz diety stres zrobił swoje.

A teraz pochłaniam napój z winogron. Czerwonych. Kalifornijskich. (moc 11%).

Wygadałam się, to mogę odpocząć. Do następnego razu, gdy Pan Bóg zauważy lenia i zechce go ustawić do pionu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A bardzo proszę, wyrzuć to z siebie.