8 sierpnia 2010

To był tydzień, który obfitował w wydarzenia.

Bo po pierwsze i najważniejsze, we wtorek wieczorem ten świat powitała Patrycja, z czego wszyscy bardzo się ucieszyliśmy. Czekamy na to aż Agul trochę się oswoi z rolą mamy i trochę ochłonie, żebyśmy mogli się przywitać.

Ze spraw bardziej ogólnopolskich mamy w Warszawie wojnę o krzyż. Lub Krzyż. Nie powiem ani słowa na ten temat, bo głowę mam na to za małą i za wrażliwą. I mi się nie mieści. Na Facebooku dołączyłam do odpowiednich grup, żeby zachować równowagę psychiczną.

W środę poszliśmy do miejscowego kina na arcydzieło kinematografii amerykańskiej o Frieddim Krugerze. Zachowywaliśmy się niewłaściwie - chichraliśmy się, gadaliśmy i ziewaliśmy donośnie. I straszyliśmy Martkę, która bała się w ciszy i zasnuła podłogę popcornem.

A w piątek gościli nas Ędrju z Mężem. Były hulanki i gry.

A wieczorem przyjechała Kubek w odwiedziny. Bez jabłek!

SzalĘstwo, panie i panowie.

1 komentarz:

  1. Nowonarodzonej niech sie szczęści i dzieje ciekawie:)

    OdpowiedzUsuń

A bardzo proszę, wyrzuć to z siebie.