26 września 2010

W tak zwanym międzyczasie miałam urodziny.

Dostałam z tej okazji więcej, niż mogłam się spodziewać.

I nie mam na myśli materialnych prezentów, bo te oczywiście cieszą, ale największą radość sprawiły mi różne niespodzianki. A było ich trochę.

Najpierw Martka zaatakowała mnie tortem, który cichaczem zostawiła pod moimi drzwiami.

Potem z Sao Paulo zadzwonił Filipe, mój najfajniejszy na świecie kuzyn.

Potem miała być niespodzianka, którą położyłam przez swoją asertywność - przepraszam jeszcze raz :).

Wczoraj był konkurs, który musiałam wygrać, żeby dostać prezent - nie wygrałam, ale prezent dostałam i tak - wiklinowy koszyk, a w nim: kiełbasę zwyczajną, słoik papryki konserwowej, konserwę tyrolską, seler naciowy i tackę włoszczyzny.

A potem zamówiliśmy pizzę i pan dostawca razem z pizzą przyniósł prezent właściwy. Oprócz napiwku dostał siarczystego buziaka w policzek.

A potem jeszcze dostałam kartkę z życzeniami.

I prezentację w Powerpoincie na swój temat.

Oraz dyplom ukończenia Wyższej Szkoły Rybologii.

Dzięęęęęęęęęęęęęęęęę- kuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu- jęęęęęęęęęęęęęęę!

3 komentarze:

  1. You´re the best cousin ever ;) lol
    How was your party Ola? I hope it was fantastic, because u desearve.

    OdpowiedzUsuń
  2. I jak się udał ten rosół? ;))

    Ale największy szacun dla Martki, że to przetrzymała :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No własnie nie wiem czy przetrzymała, nie kontaktowała się od soboty ze mną ;)

    OdpowiedzUsuń

A bardzo proszę, wyrzuć to z siebie.