Z opóźnieniem, ale jednak...


3 czerwca 2007

Nie chciałam komentować decyzji MEN o stworzeniu nowej listy lektur obowiązkowych, co nie oznacza, że temat jest mi obojętny. Rozmawiałam na ten temat z kilkoma osobami, wszyscy są równie oburzeni i zniesmaczeni.
Tak sobie myślę, że jeśli ta lista zacznie obowiązywać (chociaż mam nadzieję, że jednak minister Roman się opamięta i otrząśnie i wycofa z pomysłu), to mądre dzieciaki nadal będą czytać Kafkę, Goethego, Gombrowicza, Witkacego i Dostojewskiego. Pod ławką, w ukryciu co prawda, ale z wypiekami na twarzy. Bo to, co zakazane smakuje 100 razy bardziej niż to, co podają na tacy i mówią, że takie pyszne. A matołki korzystające z amnestii giertyszej i tak niczego nie czytają, bo je to męczy, więc mała strata. Księgarnie internetowe już obniżyły ceny na dzieła w/w autorów, więc znów widać plus całej sytuacji - księgarze zarobią, a mnie będzie stać na kupno książek. I jeszcze jeden pozytyw - przeczytam jeszcze raz książki, które wg ministra są takie wywrotowe, żeby doszukać się tych obleśnych treści nieodpowiedznich dla młodych umysłów i myślę, że wrócę do tych lektur nie tylko ja. Wykształciuchy górą!

Panu ministrowi również życzę, żeby trochę poczytał. To nie boli.




3 komentarze:

  1. No jak nie boli, jak boli. Oczy się męczą. A pan minister musi przecież mieć sokoli wzrok, żeby dojrzeć wszelkie próby znieprawienia młodocianych umysłów.

    OdpowiedzUsuń
  2. A oczy to on ma ogromniaste to i bolą pewnie bardziej niż przeciętnego człowieka. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz rację, jednak boli. http://bi.gazeta.pl/im/0/4199/m4199870.mp3

    OdpowiedzUsuń

A bardzo proszę, wyrzuć to z siebie.