Coś się kroi...


31 paźdzernika 2007

Z okazji 1 listopada niektórzy mają dłuższy weekend. 1 listopada będą nieczynne sklepy. 1 listopada tak jak każdy inny dzień będzie trwał 24 godziny. Mieszkańcy mojego osiedla robili dziś strasznie wielkie zakupy jedzeniowe. Hm... Na 24 godziny? A może z powodu dzisiejszego Halloween czeka nas jakaś mała zagładka? W końcu mieszkamy koło małego cmentarza, więc może, może...

Tym oto wpisem chciałam wyrazić, że jak zwykle nie rozumiem tego rzucania się na półki sklepowe i wykupywania wszystkiego jak leci. Podobno 1 listopada to święto refleksji i zadumy. U mnie na osiedlu również wyżerki.

Gadu-gadu 2


25 października 2007

Studentka: Ojej, bo... Przerywa widząc moje karcące spojrzenie (podczas zajęć nie wolno używać języka polskiego).
Studentka: (wzrok przepraszający) Dżizas...

No!

Gadu- gadu


24 października 2007

Dziecię pewne: Proszę pani, a mój dziadek ma 97...
Ja: Lat!
Dziecię pewne: (z wyrazem politowania na liczku): Zegarów...

Studentka 1: What were you doing when it happened?
Studentka 2: I wasn't doing anything that I should remember, so I don't remember.

Taki zwykły dzień...

Jesienne smuteczki

23 października 2007

Nie chcę, żeby było szaro.
Nie chcę, żeby było zimno.
Nie chcę deszczu.
Nie chcę, nie chcę, nie chcę....

Byle do wiosny...

Ciiiiiiiiiiiiiiiiiiiisza


21 października 2007

Dobra, przyznaję, że "sytuacja na polskiej scenie politycznej" (no, się scena zrobiła, fakt, a jacy aktorzy...) przez ostatnie dwa lata to przeze mnie trochę była, bo (jak wielu innych) na ostatnie wybory po prostu nie poszłam. Jakoś tak się mi nie chciało czy coś. Wierzyłam naiwnie, że reszta narodu pójdzie i wybiorą jak trzeba. Niestety, reszta narodu pomyślała tak jak ja.
No, ale dziś poszłam i postawiłam krzyżyki.

Czego i Wam życzę.

Różnice regionalne


13 października 2007

Od jakiegoś czasu podróżuję do pracy środkami komunikacji miejskiej, czyli głównie trolejbusami zwanymi przez niektórych (młodszych mieszkańców) trajtkami lub (przez dużo starszych) trojlebusami. Z tego powodu postanowiłam, po bardzo krótkich kalkulacjach, kupić sobie bilet miesięczny (tzw. okresowy).

W tym celu udałam się do pobliskiego kiosku, który prowadzi sprzedaż takich biletów.

Ja: Dzień dobry, poproszę bilet miesięczny na okaziciela.
Młoda pani w kiosku: Słucham? Nie rozumiem...
Ja: No, bilet miesięczny na okaziciela proszę. Podobno można u was kupić.
Młoda pani w kiosku: Eee.... (w tym momencie oczy jej przybrały kształt i rozmiar spodków)

Szybko domyśliłam się, że Młoda pani w kiosku nie jest stąd. Pewnie przyjechała z Ukrainy albo z Rumunii albo może nawet z Białorusi, bo u nas rąk do pracy nie ma (wszystkie zasuwają w Irlandii), a dla niej to życiowa szansa, taka praca w polskim kiosku.

Młoda pani w kiosku: (nienaganną polszczyzną) Bo wie pani, ja tu na zastępstwie jestem dziś za koleżankę, bo ja z Oświęcimia jestem i nie bardzo wiem o co pani chodzi.

No tak! A w Oświęcimiu ne ma przecież słowa okaziciel!