Malutka Ola


8 kwietnia 2008

W starciu z instytucjami nie mam nigdy szans, ponieważ zazwyczaj walki nie podejmuję. Jak tylko widzę przed sobą kopertę zaadresowaną do mnie, a na kopercie jakąś wielgachną i ważną pieczątkę to już oblewam się zimnym potem. Bo wiem co na mnie czeka we wnętrznościach koperty. Bełkot i kupa paragrafów. I nic z tego nie rozumiem.

Tak było ostatnio. Mój szef też nie zrozumiał o co w mądrym i urzędowym piśmie biega (znaczy, albo pismo takie bełkotliwe, albo oboje jesteśmy mało inteligentni). Zacisnął szczęki jak to ma w zwyczaju w sytuacjach skomplikowanych.
- Ola, zadzwoń tam i spytaj o co chodzi. (miał na myśli pierwsze zdanie pisma długiego na całą stronę, rozumiecie, myśmy już na pierwszym zdaniu polegli, o dalszej części nawet nie było dyskusji...)

Zadzwoniłam. Odebrała jakaś pani uprzejma inaczej (pani sekretarka w państwowej instytucji, to jest ktoś! co jej tam będą jakieś żuczki małe dzwonić...). A jak ktoś dla mnie niemiły to ja pazurów dostaję i zębów ogromnych, więc troszkę panią uprosiłam, żeby nie warczała na mnie i żeby rozmawiała tylko ze mną, a nie jeszcze na dodatek z koleżanką. Uprzejma inaczej po długich minutach bezsensownego przerzucania zdań podnoszącego tętno do poziomu pękania żyłek na skroniach przełączyła mnie do innego działu ogromniastej, superważnej i w ogóle jedynej na świecie państwowej instytucji. Odebrała (uff....) bardzo miła pani, która starała się być bardzo pomocna, ale cóż, skoro niestety nie mogłyśmy jakoś znaleźć porozumienia - wymagania instytucji państwowych tkwią niestety całkiem mocno w poprzednim tysiącleciu, firmy prywatne są już dawno w wieku XXI i o wieku XX powoli zapominają.

Dzięki temu od kilku dni tworzę różne papierki i dokumenty, które nie są nam potrzebne, ale są do czegoś potrzebne państwowej instytucji. I jak znam życie, po wysłaniu im tych papierków i dokumentów, znów uraczą nas korespondencją w języku zulu gula naszpikowaną paragrafami jak dobra kasza słoniną. I znów każą dorobić trochę papierków.

Łączcie się ze mną w bólu. Czuję się jak Piszczyk dbający o to, żeby jego dział sprawozdawczości stale sie powiększał. Tylko mi zarękawków brakuje.

1 komentarz:

A bardzo proszę, wyrzuć to z siebie.