Porwanie


13 maja 2008

W poprzednim poście napisałam, że zostałam porwana na południe. Otóż pojechaliśmy sobie do Wieliczki.

Na miejscu miła pani w kasie skasowała po 47 złociszy od głowy za bilety i kazała poczekać aż zbierze się odpowiednio duża grupa chętnych do zwiedzania. Nastąpiło to w ciągu jakichś 10 minut, radośnie zeszliśmy z przewodnikiem przebranym za górnika po miliardzie schodów i rozpoczęliśmy podziwianie.

Nie będę pisać, że kopalnia w Wieliczce jest piękna i super i w ogóle, bo że tak jest wie każdy. Napisze jedynie, że przewodnik co chwilę stękał, że on już nie może mówić, bo to jego czwarta wycieczka dzisiaj i że on chyba nie da rady i że chyba zadzwoni na górę po zastępstwo. Rozumiem, że głos wysiada po 8 godzinach gadania, ale z drugiej strony jako zwiedzającą i płacącą prawie pięć dych - co mnie to obchodzi?!

Po przejściu dwugodzinnej trasy (nasz pan przewodnik z racji swej niedyspozycji załatwił ją w 90 minut) postanowiliśmy jeszcze zwiedzić muzeum. To także zwiedza się z przewodnikeim w grupach, my przykleiliśmy się (jak się potem okazalo nielegalnie) do przewodnika mówiącego po angielsku... Ciekawa jestem na jakiej podstawie ocenia się znajomość językową przewodników oprowadzających wycieczki w językach obcych, bo ciężko było momentami przewodnika zrozumieć... O błędach przez niego popełnianych nie wspomnę...

Tak więc Wieliczka super, ale za te 5 dych spodziewałabym się troszkę większego profesjonalizmu ze strony oprowadzających.



2 komentarze:

  1. Heh, przewodnikowi trzeba było podrzucić wizytówkę Bestu, poduczyłby się chłopina :D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy21:52

    - Do you speak English?
    - Yes, I don't.

    Pozdro,
    Kasztanu

    OdpowiedzUsuń

A bardzo proszę, wyrzuć to z siebie.