Mexican Train


3 sierpnia 2008

A bo to było tak...

Wczoraj w godzinach popołudniowych rozszalała się nad Tychami wielgachna burza - pioruny, hektolitry wody i efekty dźwiękowe. Zaniepokoiło to bardzo mnie i koleżankę Agul - bo miałyśmy w planie spotkanie w umówionym miejscu z Bandą. Po odbyciu rozmowy poprzez komunikator ustaliłyśmy środek transportu oraz stroje, w których wystąpimy.

Burza miała się ku końcowi, zatem wyruszyłam z domu. I właśnie kiedy pokonywałam trasę dom - przystanek autobusowy rozlało się jeszcze na zakończenie, na ostatnie 5 minut i przez to właśnie włosy mi się wygły.

A potem odebrałam dwa SMSy o treści "Houston, we've had a problem." od osób zmagających się z deszczem i innymi żywiołami. Że się spóźnią.

Dotarłwszy na miejsce spotkania udaliśmy się na małe zakupy, bo wiedzielismy, że Pani Gospodyni Ania "zrobi jedzenia mało, bo my nigdy nic nie jemy".

Dżizas ile ona kanapek narobiła! I koreczków! I jeszcze były: czipsy, winogrona, talarki, orzeszki, ciasto, lody.... I zasmażka.

A potem w to wszystko wjechała Kubek z michą misternie rzeźbionej sałatki, na temat której to misterii trwały dyskusje co najmniej przez pół godziny.

Banda grała w gry salonowe takie jak np. Mafia. I tu nasuwają się wnioski - nie zabijajcie za prędko Gospodyni, bo każe wam za karę zjeść po kanapce oraz wniosek kolejny - lepiej żebyśmy w Mafii nie były we dwie z Agulem, bo na bank nas wytropią i zatłuką. Acha, argumenty typu "Nie zabijajcie mnie, ja mam dziecko!" trzeba mocno rozważyć, bo po zakończonej grze okazuje się, że używający argumentu ma to dziecko naprawdę. No można się rónież dobrze zabezpieczyć przed rozpoczęciem gry.

Domino poszło nam "ledwie". Nowi gracze, a w szczególności Karolec stwierdziła, że gra jest oględnie mówiąc niefajowa, a z niej gracz do dupy, bo ona przegrywa i ma sto pięćdziesiąt tysięcy klocków i nie może się ich pozbyć, a przecież nic nie piła! A może właśnie dlatego... W połowie drugiej kolejki wszyscy się zawiesili, bo Kasztanu rozwinął wątek o Panu Marianie i żeśmy się pogubili totalnie...

Na koniec pograliśmy w karcięta, a zmęczeni mogli skorzystać z poduszki w wannie i tajemniczej granatowej szczoteczki, pochodzenie której do dziś dnia pozostaje tajemnicą.

Zapis wizualny znajdziecie drodzy Państwo tutaj.

Ja dziś nic nie jem, nie wiem jak Wy.

3 komentarze:

  1. Kurczę, a ja przegapiłem zasmażkę... ech, w szkole też nie uważałem :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Zasmażka była pod lodami.

    A ja dzisiaj jem normalnie, wczoraj jakiś taki głodny z imprezy wyszedłem.

    I szczoteczki z tego wszystkiego zapomniałem zabrać.

    OdpowiedzUsuń
  3. To ja powiem Ani,żeby przyniosła do pracy twoją szczoteczkę... :P

    OdpowiedzUsuń

A bardzo proszę, wyrzuć to z siebie.