Jingle bells

22 października 2008

Mgły się ścielą jesienne, a od tygodnia w moim ulubionym supermarkecie o słowiańskiej nazwie można zakupić wszystko co potrzebne do dekoracji domu na Boże Narodzenie.

Bombeczki, łańcuszki, świeczuszki, dyndadełka i wszelkiego rodzaju dzińdziboły.

A jak nadchodzi 24 grudnia, to ja już obmyślam zakupy na Wielkanoc. A w Wielkanoc kupuję zeszyty i flamasterki na nowy rok szkolny. A w sierpniu maski na Halloween. I mój supermarket mi to umożliwia!

Ach, jak dobrze, że on tam jest za oknem, ten mój supermarket!

A na zdjęciu krowy stoją jakieś 200 m od tego supermarketu. Skierowane doń pupami. Krowy stoją jednak ok. 30 lat wcześniej niż supermarket. Szczęściary, nie dożyły...

2 komentarze:

  1. I jakie sobie flamasterki sprawiłaś? Ja sobie w tym roku zapachowe kupię. Żółty o zapachu sera, zielony o zapachu bobu i szary o zapachu smalcu. A potem tylko malować, malować i malować. I siać, siać, siać!

    OdpowiedzUsuń
  2. No a ja czerwony o zapachu buraka, niebieski o zapachu modrej kapusty i brązowy o zapachu kiełbasy.

    OdpowiedzUsuń

A bardzo proszę, wyrzuć to z siebie.