
16 sierpnia 2009
I po weekendzie. Cóż za odkrywczy początek notki.
W związku z pojawieniem się w pracy kijka i totalną nieobecnością marchewki (tej nigdy nie było, więc jej brak jakoś nie dziwi) postanowiłam wprowadzić w życie pewne pewne zmiany.
I tak, poza godzinami pracy (skrzętnie mi wyznaczonymi, co pozbawia mnie elastyczności w działaniu, ale co mi tam) zajmuję się sprawami tylko i wyłącznie związanymi z moim życiem prywatnym. W czasie, kiedy jestem poza fabryką, nie zaprzątają mnie w żaden sposób sprawy zawodowe - nawet przez sekundę. Wielka zmiana w porównaniu do lat ubiegłych, wymuszona przez tzw. siły wyższe i demotywujące.
Poza tym w weekend przekonałam się, że dla podłogi najlepsza jest zwykła pasta, którą potem trzeba własnoręcznie lub własnonożnie wyfroterować. Takie oldschoolowe miałam zajęcie przy niedzieli. Fajnie było.
No i jeszcze Wam napiszę, że mam takiego fikusa, co to nie ma chłopak szczęścia w życiu. Najpierw obżarła go Britta, potem znów obżarła go Britta, a jak juz troszkę chłopina odżył, to go powycinała wielka gruba zielona gąsienica. Ale on się nie podda, znów się podniesie. Britta musi miec co obgryzać, nie?
I znów jestem słomiana, tak na marginesie napomknę. Do następnej niedzieli.
I po weekendzie. Cóż za odkrywczy początek notki.
W związku z pojawieniem się w pracy kijka i totalną nieobecnością marchewki (tej nigdy nie było, więc jej brak jakoś nie dziwi) postanowiłam wprowadzić w życie pewne pewne zmiany.
I tak, poza godzinami pracy (skrzętnie mi wyznaczonymi, co pozbawia mnie elastyczności w działaniu, ale co mi tam) zajmuję się sprawami tylko i wyłącznie związanymi z moim życiem prywatnym. W czasie, kiedy jestem poza fabryką, nie zaprzątają mnie w żaden sposób sprawy zawodowe - nawet przez sekundę. Wielka zmiana w porównaniu do lat ubiegłych, wymuszona przez tzw. siły wyższe i demotywujące.
Poza tym w weekend przekonałam się, że dla podłogi najlepsza jest zwykła pasta, którą potem trzeba własnoręcznie lub własnonożnie wyfroterować. Takie oldschoolowe miałam zajęcie przy niedzieli. Fajnie było.
No i jeszcze Wam napiszę, że mam takiego fikusa, co to nie ma chłopak szczęścia w życiu. Najpierw obżarła go Britta, potem znów obżarła go Britta, a jak juz troszkę chłopina odżył, to go powycinała wielka gruba zielona gąsienica. Ale on się nie podda, znów się podniesie. Britta musi miec co obgryzać, nie?
I znów jestem słomiana, tak na marginesie napomknę. Do następnej niedzieli.
Jeśli chcesz drugiego fikusa do obgryzania lub też dracenę, to wkrótce będę dysponować:)
OdpowiedzUsuńteż jestem słomiana i doooobrze mi z tym!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńa ja mam difenbachię, ładną z dużymi liśćmi. Nie wiem tylko czy Britta da jej radę:))
OdpowiedzUsuńa ja chcę być słomiana, zamień się ze mną pliz. Tobie to przynajmniej stalowy ptak coś przyniesie, a mnie nic booooo. Jeszcze marudzi :(( wiadomo, że nie ptak;)
Kochane moje panie, Britta da radę wszystkiemu :P
OdpowiedzUsuńSłomianość jeszcze mi nie doskwiera, choć wolałabym, żeby marudził.
Ptak ma coś przywieźć, fakt ;)