A bo, proszę Państwa, to było tak:
Podzieliłam się moim przeczuciem z psem, ale mnie wyśmiała i poszła spać na słoneczku (bo wtedy jeszcze świeciło).
Potem, ni z gruchy ni z pietruchy, na niebieskim niebie pojawił się księżyc.
A za nim chmurzyska kłębiaste.
Czarne.
Oraz granatowe. I szare.
Góry było widać coraz lepiej. Uuuuu.... zrobiło się groźnie....
Zaszumiało, zawyło, zadudniło...
I zachlastało mi okna.
Dziękuję za uwagę. Ale fajna historia, nie? Poraziła Was?
Cóż za zbieg okolicznośći! Byłem wczoraj świadkiem podobnego łańcucha zdarzeń. Niestety, nie uwieczniłem nic na zdjęciach, więc tego nie udowodnię. Będziesz musiała mi uwierzyć na słowo ;)
OdpowiedzUsuńPięęęęękne zdjęcia chmur!!! :D
OdpowiedzUsuńTwoje, Kuro, również niczego sobie :P
OdpowiedzUsuńAleż Ty masz zarabisty widok z okna!!! Mam na myśli oczywiście jezioro, nie sklep wielkopowierzchniowy :)
OdpowiedzUsuń