
Moim problemem jest to, że nie mam łatwości pisania, nie maluję, nie komponuję, nie tańczę, nie gram na instrumentach... Jednym słowem - nie wyrzucam emocji. Nie wyżywam się. W sytuacjach konfliktowych i stresujących zazwyczaj rozmyślam, analizuję, nabawiam się wrzodów - i czego by nie powiedzieć - cierpię.
Kiedy jestem uczestnikiem w sytuacji, która według mnie nie powinna mieć nigdy miejsca, bo obnaża jedynie naszą słabość, małość, brak szacunku dla innych, kompleksy, zazdrość, zawiść i wszystkie inne okropne cechy - to przez parę dni czuję się jakbym była utaplana w czymś, że powiem wprost - cuchnącym. Czymś, co mnie poniża. Ściąga w dół.
Nie śmiejcie się, proszę, wbrew pozorom jestem wrażliwa i czyjś krzyk mnie po prostu rani. Ja nie umiem po pół godzinie zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Bo się stało. Nie chcę czuć niechęci, a czuję.
Ej, słuchajcie, czuję się do bani...
Brittabello, jako, żem ja Gretek świadkiem tej akcji była, przyznaję Ci z pełnym podziwem, że taki hart ducha, jaki zachowałaś, robi wrażenie. Wiem, że całe to focze koryto miłe nie było, dlatego może duchowo wesprze Cię odliczanie i tak trochę optymizmu w Ciebie tchnie :). Pozostało 18 dni roboczych! A jutro, jak wnosi Marcinuz napuścimy na Ciebie Martkę, to już na pewno będziesz się uśmiechała :)
OdpowiedzUsuńGretku, jesteś kochana. Dzięki za wsparcie. I bardzo przepraszam, że musiałaś być tego świadkiem...
OdpowiedzUsuń18 dni, mówisz? Zaczynam odliczanie... :)
OdpowiedzUsuńTo i ja się ze wsparciem dorzucę. Wiem, że ktoś, kto jeszcze nie zaczął pracy, ma mniejsze oddziaływanie, ale przynajmniej biznesmen!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, zioooom!
Wsparcie też całymi potokami płynie zza tego komputera :). Ech, przydałby się tam taki porządny arbiter, co by powyciągał ze wszystkich, co myślą i czują, i niefajną sytuację szpagatem połatał. Żeby napięcia się rozładowywały, a nie zamieniały w burze z gradobiciem, które zawsze mocniej uderzają we wrażliwszych.
OdpowiedzUsuńW czwartek zaczynamy lektorowanie, to powinno się poprawić. Fingers crossed :)
Och, Bando, czymże bym bez Was teraz była... kałużą nędzną... :) Dziękuję!
OdpowiedzUsuńMoja kochana, ja moge nawet zaraz do Ciebie przyjechac i usmiechac sie do Ciebie cala noc, albo nawet dwie!! A jutro jak wejde do pokoju metodykow, to juz nie wyjde i nie zraza mnie zapewnienia, ze macie duzo roboty:D
OdpowiedzUsuńMartka