Witaj majowa jutrzenko


30 maja 2009

W poprzedniej notce się wygadałam, więc mogę zacząć chyba weekend, nie?

Merlot otwarty...

Moja praca


30 kwietnia 2009

Moja praca ma dużo więcej plusów niż minusów.

Plusem jest to, że spotykam mnóstwo ludzi i dni nie są identyczne.

Wielkim, ogromnym plusem jest praca z fantastycznymi lektorami - profesjonalistami w swoim fachu i wartościowymi, otwartymi ludźmi poza pracą.

Wielkim minusem i elementem stresującym jest fakt, że dość często trzeba przywoływać do porządku dorosłych ludzi i choć chciałoby się kląć i krzyczeć, to trzeba robić to z kamienną twarzą, opanowanym głosem, używając jedynie zawodowych argumentów (ci, którzy ze mną pracują, wiedzą, że nazywam to sposobem "pani zimy").

Znów mi się taka akcja szykuje.

Nie lubię, nie lubię.

Szkieletor


30 kwietnia 2009

Schudnięcie 5 kilo jest miłe.

Ej, no



30 kwietnia 2009

Ej, no, po prostu ała.

Kasztanu wczoraj wyglądał jak trzy ćwierci do śmierci, blady, dreptał w kółko, gryzł pazura i w ogóle był cały doniczegowaty. W stresie był ciężkim, bo Menczestery wczoraj kopały.

Ruba zmieniła przydomek na Pani Profesor Ruba. Ale to od września dopiero, więc na razie jest Ruba i tyle.

Dziś biurowy dzień zmian i nowości.

W sobotę kończę słomianość.

Temperatura: 17°C; do weekendu majowego 1 dzień.

Skąd?

29 kwietnia 2009

Rozliczyłam się i wypełniłam PITa. Wow, zwrotu dostanę całe 2 złote (słownie dwa). Co by sobie za to kupić...?

Do lekarza niestety nie dotarłam, bo pani doktor... zachorowała. Bywa. I znów nie wiadomo czy do pracy się nadaję czy nie.



Jeszcze dwa dni... dam radę, dam radę, dam radę...

Czołgistka

28 kwietnia 2009

Czołgistką jestem, bo ledwo się już czołgam. Dopadło mnie zmęczenie materiału, kursantów tym bardziej i coraz trudniej wymyślić coś fajowego. Ale dajemy jeszcze radę.

Szczęśliwie pożegnaliśmy maturzystów, niech im świat otworem stoi.

Nadal znajduję się w stanie słomianym, oł maj god już mi się nie chce.

Poza tym od wczoraj trwa w biurze dzień wodnika - kto żyw oblewa podłogę i biurka cieczami. Tę nową tradycję rozpoczął w zeszłym tygodniu nasz szef najszefwszy wylewając mi pół kawy. Mi na kalendarz, Gretkowi na papierzyska hurtowo zgromadzone po jej stronie. Wielkodusznie wybaczyłyśmy.

Ruba, twój kwiat też się dziś pozbawił picia i powiesiłam go na tablicy nad ksero. Niech tam doczeka lepszych czasów.

Temperatura: 21°C; do weekendu majowego 3 dni (niecałe)

Pracowita niedziela


27 kwietnia 2009

Wczoraj było dość pracowicie - mieliłam ozorem.

Ponieważ w pracy mamy sytuację stanu wyjątkowego musiałyśmy, ale to musiałyśmy omówić plan działania na najbliższe tygodnie.

No i mam nadzieję, że Ginewra nieco na duchu podniesiona.

Sobota


25 kwietnia 2009

Tak sobie robiłam brzuszki wczoraj, tak robiłam, że skończyło się to, jakby to ująć kulturalnie... skończyło się to... niedyspozycją żołądkową. Dżizas, ale było fajnie...

Z tego powodu jestem dziś taka trochę jak z krzyża zdjęta, bo słabo wyspana - zajęta w nocy byłam niedyspozycją, a ona mną.

Cały dzień zasuwam w dresie* i z tłustymi włosami. Nie poddaję się jednak i już czuję się fantastycznie. Jutro o 15 będę nówka.

Dalej nie znalazłam dla siebie spodni, za to dokupiłam dwie spódnice. Tak więc lato 2009 ogłaszam latem spódnic. Ręka do góry kto mnie kiedyś widział w spódnicy. Nie widzę. Szykuje się zatem rewolucja.

Słomianość mi doskwiera.

Szukam roślin na balkon wykonanych z drutu kolczastego pod napięciem, w nadziei, że nie pożre ich mój pomysłowy pies. Myślałam, że kolczaste (auć) krzaczki różane ją odstraszą, ale niestety wygląda na to, że suka lubi wyzwania i ostre przekąski...

To rzekłszy, Brittabella zamilkła.

A nie, jeszcze nie. Widzieliście jak nam się wiosna rozbuchała? Gretek, masz już te liście na drzewach, co tak za nimi tęskniłaś.

*) kłamstwo, nie mam dresu, to jest piżama, ale jakoś tak głupio mi było się przyznać, a gwiazdki i tak nikt nie czyta, więc obciach mniejszy

No teraz zamilkła.

Tygodnia koniec


25 kwietnia 2009

Nadszedł tygodnia koniec. Tygodnia, który do łatwych, a przede wszystkim nudnych nie należał.

W czwartek popołudniu okazało się, że szykują nam się małe (eufemizm) zmiany personalne w biurze. Zmiany trudne, ale zaciśniemy zęby i nie damy się. Może obecność 5 szefów poskromi nieco Nową-nie-Nową, która w pracy jeden na jeden niestety okazała się być... przykra (eufemizm numer dwa).

Niestety tracimy Partycję, która już się do nas przyzwyczaiła, a my do niej też. Partycja, ty się tam Magdą opiekuj!

Od piątku posiadam nowe oko. Złożyłam wizytę pani doktor od oczów, a ta dała mi w prezencie dziesięć soczewek kontaktowych, których jednak nie powinnam nosić codziennie, jedynie od wielkiego dzwonu. Nie mogłam sobie jednak odmówić wykonania wczoraj wieczorem próby w domu. Tak szybko jak zaaplikowałam soczewkę, tak szybko ją zdjęłam, bo Jezu, jakie ja mam brudne podłogi! A kurzu ile! I jaki ten kurz wielki, a jaki.... wyraźny!

W poniedziałek lub wtorek odbiorę sobie okulary i przydam swemu wyglądowi nieco powagi i inteligencji. He he.

Gretek buja się od piątku żółtym kangurem, bo ziejony hejikoptej poszedł na wyrównywanie blachy po wrześniowym gradobiciu. Kangur ma takie same wgniecenia jak hejikoptej, więc Gretek nie przeżyje szoku.

Słomiana jestem już tydzień i już bym chciała nie być.


Temperatura: 14°C; do weekendu majowego 6 dni.

Tygodnia początek


21 kwietnia 2009

Muszę przyznać, że poniedziałek był dla mnie hardcorowy.

Rano obudziłam się zmęczona i do świata nastawiona średnio pozytywnie, że tak to eufemistycznie ujmę.

Postanowiłam odwiedzić parę sklepów z ciuchami. O-MÓJ-BO-ŻE! Albo brzydkie, albo za małe (rozmiar 32 na przykład, ile znacie dorosłych osób tej wielkości?), albo cena z kosmosu, ratunku! Jestem w dość, jak mi się zdawało, przeciętnym rozmiarze 38 i nie mogę znaleźć dla siebie spodni!

Gretek usłyszawszy moje utyskiwania radośnie orzekła: "A ja kupiłam sobie w weekend buty!". Fantastycznie - szukała ich jedynie 2 lata. Co nie pocieszyło biorącej w rozmowie Ginewry, która szuka prostych balerin bez "świecidełek, kokardek, diamencików i cekinów". Kupisz, kupisz, w 2011 :)

Zasiadłszy przed pracowym komputerem usłyszałam powolne szuuuuuuuuuuuur, szuuuuuuuuuuuuuur, szuuuuuuuuuuuuuuuuuur. To Agul radośnie zmierzała do pracy. Czyli było nas dwie.

Potem nadeszła Ruba wielce eeeeeeeeeeeeneeeeeeeeeeergiiiiiiiiiiiiiiiiicznie oznajmiając, że jest mega przymulona. Czyli było nas już trzy.

Do domu wróciłam z jakimś przekosmicznym bólem głowy, postanowiłam go przespać, co niestety nie było łatwe, bo, żeby spać trzeba najpierw zasnąć, a moja głowa nie chciała mi na to pozwolić.

Na szczęście dziś rano było trochę lepiej, a teraz jest już całkiem przyzwoicie.

Byłam dziś w bardzo znanej tyskiej piekarni. Spytałam czy dostanę pumpernikiel. Pani sprzedawczyni zrobiła oczy wielkie jak bochny chleba wiejskiego i spytała: "A co to jest?" Jezu, dobrze, że wie co to bułka. Chyba wie, bałam się spytać. Wyszłam z piekarni pośpiesznie.

Kurde, niech już będę miała urlop, bo zmęczona jestem i weekendy są za krótkie, żeby odpocząc.

Babskie plotki i wino - oto czego mi trzeba.

Ale za to niedziela


19 kwietnia 2009

Przed chwilą byłam świadkiem niedzielnego popołudnia/wczesnego wieczora zwykłych tyszan.

Wybrałam się z psem na spacer (cha cha) do śmietnika. No i tak sobie wędrujemy między blokami, a tu dociera do nas zapach grillowanej kiełbaski... barbecue pewnie urządzone na balkonie lub w przyblokowym ogródku. Takie spotkanko towarzyskie dla zaproszonych (z konsumpcją) i postronnych (tylko z wąchaniem).

A z innej strony dobiegła nas (mnie i psa) dyskotekowa muzyka. Stwierdzenie "dobiegła" jest bardzo na wyrost, bo muzyka naparzała tak, że pewnie nieboszczyka by obudziło. Swoją drogą po co komu głośniki o takiej mocy w mieszkaniu w bloku z wielkiej płyty? Usłyszawszy dźwięki najnowszego przeboju Lady Mojej "Ulubionej" Zgagi z sąsiedniego okna wychyliła się głowa i kawałek torsu w siatkowym podkoszulku i ryknęła: "........ cię, ......?"* Ale DJ nie usłyszał...

A 50 metrów dalej grał "Barkę" nasz osiedlowy kościół**. Bo pewnie nie każdy wie, że nasz osiedlowy kościół jest bardzo dźwięczny, bo: ma dzwony (jak każdy kościół) i nimi dzwoni, ma zegar i nim bimba (piętnaście po - jedno bim, o wpół do - dwa bim, o pełnej - trzy i bim i tyle bimów ile na zegarze, na szczęście dwunastogodzinnym) oraz gra melodie różne - rano "Kiedy ranne wstają zorze" oraz wieczorem - repertuar różny (w lecie czasem jakaś kolęda nawet). I biegli do tego kościoła tłumnie mieszkańcy mojego osiedla. A z jednej strony leciało "...po-, po-, poker face...", a z drugiej na trąbce "Barka".

A następne 50 metrów dalej okoliczni degustatorzy win degustowali.

Cóż za dywersyfikacja sposobów spędzania niedzielnego wieczoru, czyż nie?

A Ty co robiłeś w niedzielny wieczór?

*) konkurs - co powiedziała głowa? Są do wygrania nagrody!

**) piszę osiedlowy kościół, bo u nas każde osiedle ma swój własny

Temperatura: 10°C; do weekendu majowego 12 dni.

Się wkurzyłam



16 kwietnia 2009

Jak w tytule. Marcinuzowi ktoś nie bał i zaj***ł jego nowego dwukołowego mustanga. Spod "mojego" supermarketu. Jak się po fakcie okazało, na zewnątrz nie ma ani jednej kamery. Ze źródeł dobrze poinformowanych i zbliżonych do dyrekcji tego supermarketu wiem, że wewnątrz też działają jedynie dwie i jest tylko jeden ochroniarz w wieku poprodukcyjnym. W życiu faceta nie widziałam, a robię tam zakupy codziennie.

Temu, kto rower zwędził żeby nóżki połamało. Tym samym chyba nie kupię sobie roweru, bo jakby mi go ktoś ukradł to by mnie szlag na miejscu trafił.

Poza tym kupiłam sobie wagę i będę się ważyć. Niestety, Marcinuz, nie wiem czy waga piszczy jak się jest za ciężkim. Bo nie jestem :). Aż tak.

Temperatura: 13°C; do weekendu majowego 15 dni.

Ból w całym człowieku


14 kwietnia 2009

Coś mi od rana nie pasowało. Coś mnie uwierało. Nie była to gumka od majtek. Życie mnie jakoś tak bolało i sens zatraciłam.

Na szczęście nie popadłam w melancholijną zadumę tylko zapodałam sobie 45 minut ćwiczeń + spacer z psem. Ojoj, ale będę jutro piszczeć! Ojoj! Ale tylko i wyłącznie dlatego, że mnie dupa będzie bolała, a nie dusza. Cudowne lekarstwo. Auć, auć!

Oprócz tego dokonałam zakupów (też w ramach, rzecz jasna, terapii) w moim i Ginewry (i pewnie jeszcze wielu innych) ulubionym second-handzie. Za 52 złote kupiłam spódnicę i 5 topów. I wszystko, panie dziejku, markowe. I bardzo mało używane, a być i może, że wcale.

I tym pozytywnym akcentem zakończę tę notkę morałem: "Jak zaczynasz, Olu,* mędzić i coś ci nie pasuje, idź se kobieto pobiegaj**."

*) zamiast "Olu" wstawcie jakiekolwiek imię żeńskie akurat przypadkiem Wam się nasuwające
**) lub też idź wydaj 5 dych w ciucholandzie.

Yyyy... stęk stęk...yyyyy


14 kwietnia 2009

No i jak tam, obżartuchy, żyjecie? Coście dobrego jedli?

Przeleciały te święta, ziuuuum i już po.

Z wiadomości bieżących - jezioro nadal jest tam, gdzie było, tylko miejscami ma na brzegach czarne błoto. Psy, które znam (a w szczególności jedna suka) lubią błoto. Ludzie mający białą sofę nie bardzo lubią psy z łapami ubłoconymi aż po uszy.

Z wiadomości wielce bieżących - amerykańska Beatka znów za oceanem. Serio serio. Tym razem to już chyba forever and ever. Ech...


Temperatura: 15°C; do weekendu majowego 17 dni.


Weekend


13 kwietnia 2009






Jest nieźle.

Nieśpiesznie.

Leniwie.

Cicho.

Relaks...

Czego i Wam życzę.

Jutro napiszę o tym, co mnie wkurza. Dziś nie chcę sobie psuć nastroju.

Wujcio

12 kwietnia 2009

Jedna taka twierdzi, że MÓJ Rafał będzie JEJ mężem. Obłaskawia go łakociami (tzn. króliczkiem z czekolady), obiecuje pieniądze (świnkę skarbonkę) i maluje portreciki:




Dzieło pt. "Wujek Rafał jest wysoki"

Czy powinnam się niepokoić?

Uważaj jak robisz

9 kwietnia 2009



Znalazłam to tu.

Ferie


9 kwietnia 2009

Wiosna trwa w najlepsze, a ponieważ szafy mamy pełne nieadekwatnych do pogody ciuchów, zajmujemy się zbiorowymi poszukiwaniami i przekopywaniem Allegro. Wybór pada na kolory o nazwach trudnych do rozszyfrowania dla chłopaków: chaber, turkus, amarant, śliwka, wrzos, limonka*.

Wczoraj nadeszła przesyłka i Ruba przyniosła mi tusz, po użyciu którego "rzęsy staja się dziewięć razy grubsze"**. Muszę bardzo uważać, żeby go nie zjeść.

Niektórzy są bardzo wytrwali i nie odpuszczają nigdy. Taki na przykład Kasztanu postanowił zrobić mi kawał na Prima Aprilis. Udało mu się! A że dopiero 8 kwietnia? Kto by się wdawał w szczegóły.

Poza tym Kasztanu i pracujący z nami Kanadyjczyk przyczaili się i wykradli Kubkowi czekoladowe jajka. Jak dzieci, panowie, jak dzieci. Ja dostałam jajko bez kradzenia. I bez proszenia o nie nawet. Kubek mnie poczęstowała. Oto rzeczone jajo.





A od Dorki dostałam jajko na drucie. Zielone. Z kurą.

Poza tym przyleciały bociany i ja je podglądam tu.

Temperatura: 16°C; do weekendu majowego 22 dni.



*) Zasadniczo i pobieżnie - niebieski, zielony, fioletowy i różowy.
**) Gucio prawda.

Weekend

3 kwietnia 2009


Mam ochotę na piwo...

Temperatura: 11°C; do przerwy wielkanocnej 5 dni.

Oferta dla firmy


3 kwietnia 2009

Zachęcające do nauki zdjęcie w ofercie reklamowej dla firm:




English is fun!

Happy birthday

3 kwietnia 2009

Dziś Agul skończyła 18 lat + VAT (siedmioprocentowy).


Przygotowanie urodzinowej niespodzianki w pracy nie było łatwe - w tym celu musiałam udzielić kilku udawanych reprymend lektorom (musiałam mieć jakiś powód, dla którego zawitali do mojego biura - trzeba było złożyć podpisy na kartce), a Gretek w celu wywabienia Agula z sekretariatu zrobiła z siebie debila w dyscyplinie pt. Kserowanie testów. Gretek wspięła się, że tak powiem, na intelektualne wyżyny zadając Adze pytania typu: "Jeśli mam 12 osób w grupie, to ile razy muszę skserowac ćwiczenie?" Po tym pytaniu solenizantka nabrała podejrzeń, że coś się święci.

Pani Doktor Martka prawie że, o mały włos się nie wylożyła jak długa wbiegając z parkingu z zakamuflowanym tortem. A potem już było tylko: "Surprise, surprise!" oraz piski, wrzaski i jedzenie tortu. Aż nam się gorąco zrobiło.

Chyba wszystko się udało. Agul może spokojnie wchodzić w następne ćwierćwiecze.