Nadal

27 czerwca 2010

Nadal czuję się jak trzy ćwierci do śmierci. Na szczęście za 5 dni zaczynam urlop! Jest zatem szansa, że nie padnę trupem.

Oprócz pracowania zajmuje się tez kibicowaniem. Solo (dziś) i grupowo (wczoraj).


Kibolki.


I kibole.

U mnie na kwadracie.

Wieczór

13 czerwca 2010

Wieczór zakończyliśmy w małym, sprawdzonym gronie.

Najpierw gadaliśmy bzdury (słoniu, słoniu) - śmiałam się tak, że dziś boli mnie brzuch. Chłopaki śpiewali piosenkę z "Yatamana" na dwa głosy (tim ti rim dim dim dim).

No, ale nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy jakiejś gry nie wymyśliliśmy - ponieważ w pubie był telewizor, przesiedliśmy się jak najbliżej ekranu i obstawialiśmy wynik meczu (każdy wrzucał do puli po złotówce). Niestety nie bardzo obejrzeliśmy mecz, bo nad Tychami rozpętała się burza i na ekranie pojawił się napis No signal.

Oj, tam. Nic się nie stało. Mieliśmy Internet w komórce Kasztana, więc i tak śledziliśmy wyniki.

Dziś hazardu ciąg dalszy :)




Jakby co, to Asia piła TYLKO sok. O żadnym piwie nie było mowy.


Chór męski przed wykonaniem "Yatamana".


Kropka odzyskała możliwość picia piwa.


Szef

13 czerwca 2010

Szef był niezadowolony, że nie chcieliśmy iść po wycieczce z nim na piwo (w pubie browaru niektórzy obrócili nawet po 3 piwa, zanosiło się, że wieczór zakończa spektakularnie).

No, nie chcieliśmy.

Nie z każdą osobą, z którą pracuję, a która mi podlega mam ochotę urżnąć się w trupa. A na to się wczoraj zanosiło.

W ramach

13 czerwca 2010

W ramach zakończenia roku szkolnego poszliśmy na wycieczkę po miejscowym browarze.

O ile na początku marca byłam profesjonalizmem obsługi wręcz zachwycona, to wczorajsza wycieczka pozostawiała wiele do życzenia. Widać, wg niektórych przy większych grupach nie trzeba się starać i najlepiej przebiec przez muzeum raz-dwa i nalać ludziom piwa, to się zamkną.

Po pierwsze, pani która nas oprowadzała zasuwała z opowieścią jak karabin maszynowy. Po drugie, chyba ze trzy razy nas spytała czy nie chcemy od razu iść na piwo do pubu (niestety, chcieliśmy zwiedzić browar). Po trzecie, nie zaprowadziła nas do kina 3D, ani do 'beczki", z której można wysłać mailem pocztówkę, a sa to niewątpliwie jedne z największych atrakcji muzeum.




Dzisiejszy dzień

10 czerwca 2010

Dzisiejszy dzień to jeden wielki chaos.

Totalny brak organizacji i wszystko na ostatnia chwilę.

I propozycja, żebym poszła dziś popracować na łąkę.

Że nie skomentuję.
9 czerwca 2010

No, a wczoraj Gretek odzyskała WOLNOŚĆ!

Radujmy się!

Nie lubię

9 czerwca 2010

Nie lubię strasznie, kiedy ludzie wciąż i ciągle i bez przerwy na wszystko narzekają.

Żeby nie było, nie jestem super optymistycznie nastawiona do świata, ale jak coś miłego mnie spotka, to się z tego cieszę, a nie szukam dziury w całym.

Z pozdrowieniami dla takiej jednej, której WSZYSTKO w życiu przeszkadza.

Męczysz mnie, kobieto, swoimi opowieściami.

Faceci

9 czerwca 2010

Faceci to się na wielu rzeczach nie znają po prostu. W zeszłym roku, kiedy kupowałyśmy hurtowo apaszki w kolorach amarant, chaber, szmaragd - Kasztanu stwierdził, że takie kolory nie istnieją. Jest różowy, niebieski i zielony. (Jest Lądek, Lądek Zdrój.)

Dzisiaj, kiedy Karolec stwierdziła, że pewna mgiełka do ciała z awokado jest całkiem niezła, Kasztanu wzruszył ramionami, prychnął, westchnął, sapnął i stwierdził: "Mgiełka z awokado? Chyba was porąbało."

A kobieta, Kasztanu, potrafi nawet awokado na mgiełkę przerobić.

We love you anyway.

Lato

6 czerwca 2010

Lato przyszło!

Jak dla mnie - bomba!

Z tej okazji postanowiłam przejść się nad jezioro, które widzę z balkonu.

Jezioro jest wciąż tam, gdzie było, las stoi i rośnie jak wcześniej. Słońce świeciło, ptaki śpiewały, no wprost cudnie było!

W spacerze jednak przeszkadzały mi nieco komary, które postanowiły pożreć mnie żywcem. Nadgryzły mnie tu i tam znacząco, więc się czochram.

Poza tym po zimnym i deszczowym maju naród tłumnie wyległ na leśne ścieżki i nadjeziorne alejki.

W życiu bym się nie spodziewała, że tyle osób ma rowery. I że tyle w tym mieście mieszka psów.


Wczoraj

5 czerwca 2010

Wczoraj obchodziliśmy urodziny Kasztana. Urządzilismy konkurs z nagrodami i z wręczeniem dyplomu, graliśmy we własnoręcznie przez Martkę wykonaną planszówkę, a Kasztanu otrzymał na koniec prezent właściwy, czyli to, co sobie wcześniej zażyczył.

Urządzenie konkursu zajęło nam sporo czasu, musieliśmy się nagłowić i trochę Kasztana pokłamać na samym początku.

Udało się!

A było tak: